sobota, 7 czerwca 2014

Cokolwiek w życiu robisz nie ma to większego znaczenia, ale ważne jest, żebyś to zrobił, bo nikt inny nie zrobi tego za ciebie




Mieliście kiedyś tak, że zadawaliście sobie wiele pytań, a na żadno nie znaleźliście odpowiedzi? Przekopaliście wszystkie wspomnienia, sny, marzenia i natrafiliście tylko na pustkę? Ostatnimi czasy ciągle dręczy mnie dziwna myśl, że już przeminęłam, ten blog przeminął. Potwierdza to fakt jaka jest liczba wyświetleń i komentarzy. I chyba znalazłam na to przyczynę. To co piszę nie zmieni świata na lepsze tak jakbym tego chciała, pogubiłam się w wątkach, rozmyśleniach, wyjaśnieniach i odpowiedziach. 
Dziś postanowiłam przewrócić całe swoje życie do góry nogami, przenieść książkę z najnowszym rozdziałem na inną półkę, wylać wosk pozostały w świeczce, zamknąć okno, by otworzyć kolejne. 
Nowy blog, całkiem odmienna opowieść, zostawienie tego bez dokończenia. Zaczęło mnie to kusić i z każdą chwilą ta chęć narasta. Co wy na to? By oderwać się od tego mojego, nudnego świata i zobaczenia mnie od innej strony? Wiem, że jeśli to wypali wtedy udowodnię coś sobie, ale jeśli nie, to będzie oznaczało mój koniec z tym magicznym światem. 
Proszę niech podzieli się swoją opinią każdy kto mnie czyta, wystarczy jedno zdanie, jedna myśl, bo to przeważy nad moją decyzję. 

Buziaki :*

P.S. - przez kilka dni nie będę komentowała waszych blogów, można powiedzieć, że zniknę, aby się namyślić. 

niedziela, 1 czerwca 2014

Capítulo decimoséptimo: Istnieje ciemność, która każdego dnia nas pochłania



Leon 

Nie zawsze muzyka pomaga, leczy wszelkie smutki. Czasem jesteśmy tak zamknięci w sobie, że jesteśmy na nią głusi, nie potrafimy czerpać z niej radości. Jest dla nas obojętna, nijaka, bez żadnej większej wartości czy sensu. Pomijamy ją, zapominamy o jej istnieniu. I wtedy chyba już nic nie może nas wesprzeć. 
Było odrobinę po szóstej rano, jednak zastałem Studio otwarte. Zerknąłem do pokoju nauczycielskiego i zauważyłem zmęczonego Antonio z Marottim, którzy chyba się o coś kłócili. Ominąłem ich i oto teraz znajdowałem się w sali tanecznej próbując zatańczyć choreografie, którą mamy zaprezentować na przedstawieniu. Jednak moje skołatane nerwy nie ułatwiały mi tego zadania. Ciągle myliłem kroki, gubiłem rytm, aż skończyło się na tym, że upadłem na podłogę i już się z niej podniosłem. Nie miałem na to siły i chęci. Brakowało tu bowiem pewnej osoby, która jako jedyna mogła by sprostać temu zadaniu. Violetty. 
Leon nadal jesteś debilem, że nie potrafisz jej tego wyznać. 
A to moja wina, Leon?
Tylko twoja. 
To mnie pocieszyłeś. 
Coraz bardziej widać moje zdołowanie, gdyż nawet zauważył to mój przyszywany tata, a on zawsze widzi świat przez inną parę oczu. Jednak bardziej martwiłem się faktem, że Violetta w końcu się zorientuję co jest przyczyną mojego zachowania i wszystko legnie w gruzach i genialny Leon nie będzie umiał już tego naprawić. 
Jeszcze chwilę poużalałem się nad sobą, aż w końcu pozbierałem się z podłogi i wstałem. Popatrzyłem na siebie w lustrze i przekręciłem głowę w bok. 
- Weź się w garść, co? Bo mam Cię już dość -
wyżaliłem się do swojego odbicia. - Przecież tyle możesz osiagnąć. Możesz osiągnąć... - gwałtownie wciągnąłem powietrze i wybiegłem z pomieszczenia, udając się do sali muzycznej. Zatrzymałem się koło keyboardu i przejechałam po nim palcami szukając melodii, która przed chwilą pojawiła mi się w głowie. 

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz

- Możemy, ty możesz Leon - uśmiechnąłem się do siebie jak głupi. - I już wiesz co robić. 





Francesca 
Właśnie trwały próby do przedstawienia, gdy zaczęłam zasypiać z niewiadomych przyczyn. Oczy strasznie mi ciążyły i omal się nie przewróciłam. Przetarłam twarz dłonią, próbując skupić się na tłumaczeniach Gregorio. Przez chwilę sytuacja wróciła do normy, ale znowu moje powieki zwróciły się ku dole. Jednak krzyk nauczyciela, by zaczynać doprowadził mnie do porządku. W sali rozległa się muzyka, więc spróbowałam się skupić. Wydawało się, że już jest dobrze, gdy nagle się przewróciłam i zaryłam brodą o podłogę. Usłyszałam najpierw ciszę, później krzyk. 
- Fran, Fran! Nic Ci nie jest? - obok mnie pojawiła się Camila z Violettą. 
- Nie, nic, w porządku - mruknęłam próbując się podnieść, jednak nie do końca mi to wyszło. Syknęłam z bólu i złapałam się na kostkę. - Może jednak nie - wyznałam. 
Gregorio popatrzył na mnie sceptycznie, jakbym specjalnie przerwała jego zajęcia, jednak nim zdążył otworzyć usta, by mnie skrytykować, uprzedził go Marco. 
- Zabiorę ją do lekarza, dobrze? - spytał, jednak nim Gregorio odpowiedział, zdołał wziąć mnie na ręce. Uczepiłam się niego niczym mała małpka z obawy, że może mnie puścić. 
Przez całą drogę do pielęgniarza nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Wtuliłam swoją twarz w jego zagłębienie pod szyją i starałam się równomiernie oddychać. Kostka nadal dawała o sobie znać, ale z każdym kolejnym krokiem chłopaka ból zanikał. 
- Zaraz mnie udusisz - pożalił się Marco po chwili. Zarumieniłam się i go puściłam. Wreszcie stanęliśmy przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu lekarskiego. Wizyta nie trwała długo, bo okazało się to zwykłym opuchnięciem, które zniknie w przeciągu kilku dni. 
Drogę powrotną przeszłam już na własnych nogach, lekko jednak kulejąc. Zastaliśmy pustą salę, gdyż zorientowałam się, że zajęcia dobiegły końca. 
- No to super - burknęłam i podreptałam do parapetu po swoje rzeczy. Jak cień, Meksykanin ruszył za mną. 
- Dlaczego upadłaś? - spytał gdy wzięłam swoją torbę do ręki. 
Bo zbyt często o Tobie myślę. 
Martwię się o Ciebie.
Nie śpię po nocach, gdyż nękają mnie koszmary. 
Każdej nocy przeraża mnie pustka, którą utworzyła się poTwojej wyprowadzce od nas.
Boję się, że nasza nic przyjaźni pęknie, gdyż coś zepsuję, a ruiny tego nie będą w stanie wrócić na swoje miejsce, mimo najszczerszych starań. 
- Po prostu jestem zmęczona i tyle - wyjaśniłam ignorując wszelkie myśli, które przewinęły się przez moją głowę. 
Czasem trzeba zaryzykować i odsunąć się od tego co przynosi Ci szczęście, bo nie jest to odpowiedni czas i pora.