sobota, 7 czerwca 2014

Cokolwiek w życiu robisz nie ma to większego znaczenia, ale ważne jest, żebyś to zrobił, bo nikt inny nie zrobi tego za ciebie




Mieliście kiedyś tak, że zadawaliście sobie wiele pytań, a na żadno nie znaleźliście odpowiedzi? Przekopaliście wszystkie wspomnienia, sny, marzenia i natrafiliście tylko na pustkę? Ostatnimi czasy ciągle dręczy mnie dziwna myśl, że już przeminęłam, ten blog przeminął. Potwierdza to fakt jaka jest liczba wyświetleń i komentarzy. I chyba znalazłam na to przyczynę. To co piszę nie zmieni świata na lepsze tak jakbym tego chciała, pogubiłam się w wątkach, rozmyśleniach, wyjaśnieniach i odpowiedziach. 
Dziś postanowiłam przewrócić całe swoje życie do góry nogami, przenieść książkę z najnowszym rozdziałem na inną półkę, wylać wosk pozostały w świeczce, zamknąć okno, by otworzyć kolejne. 
Nowy blog, całkiem odmienna opowieść, zostawienie tego bez dokończenia. Zaczęło mnie to kusić i z każdą chwilą ta chęć narasta. Co wy na to? By oderwać się od tego mojego, nudnego świata i zobaczenia mnie od innej strony? Wiem, że jeśli to wypali wtedy udowodnię coś sobie, ale jeśli nie, to będzie oznaczało mój koniec z tym magicznym światem. 
Proszę niech podzieli się swoją opinią każdy kto mnie czyta, wystarczy jedno zdanie, jedna myśl, bo to przeważy nad moją decyzję. 

Buziaki :*

P.S. - przez kilka dni nie będę komentowała waszych blogów, można powiedzieć, że zniknę, aby się namyślić. 

niedziela, 1 czerwca 2014

Capítulo decimoséptimo: Istnieje ciemność, która każdego dnia nas pochłania



Leon 

Nie zawsze muzyka pomaga, leczy wszelkie smutki. Czasem jesteśmy tak zamknięci w sobie, że jesteśmy na nią głusi, nie potrafimy czerpać z niej radości. Jest dla nas obojętna, nijaka, bez żadnej większej wartości czy sensu. Pomijamy ją, zapominamy o jej istnieniu. I wtedy chyba już nic nie może nas wesprzeć. 
Było odrobinę po szóstej rano, jednak zastałem Studio otwarte. Zerknąłem do pokoju nauczycielskiego i zauważyłem zmęczonego Antonio z Marottim, którzy chyba się o coś kłócili. Ominąłem ich i oto teraz znajdowałem się w sali tanecznej próbując zatańczyć choreografie, którą mamy zaprezentować na przedstawieniu. Jednak moje skołatane nerwy nie ułatwiały mi tego zadania. Ciągle myliłem kroki, gubiłem rytm, aż skończyło się na tym, że upadłem na podłogę i już się z niej podniosłem. Nie miałem na to siły i chęci. Brakowało tu bowiem pewnej osoby, która jako jedyna mogła by sprostać temu zadaniu. Violetty. 
Leon nadal jesteś debilem, że nie potrafisz jej tego wyznać. 
A to moja wina, Leon?
Tylko twoja. 
To mnie pocieszyłeś. 
Coraz bardziej widać moje zdołowanie, gdyż nawet zauważył to mój przyszywany tata, a on zawsze widzi świat przez inną parę oczu. Jednak bardziej martwiłem się faktem, że Violetta w końcu się zorientuję co jest przyczyną mojego zachowania i wszystko legnie w gruzach i genialny Leon nie będzie umiał już tego naprawić. 
Jeszcze chwilę poużalałem się nad sobą, aż w końcu pozbierałem się z podłogi i wstałem. Popatrzyłem na siebie w lustrze i przekręciłem głowę w bok. 
- Weź się w garść, co? Bo mam Cię już dość -
wyżaliłem się do swojego odbicia. - Przecież tyle możesz osiagnąć. Możesz osiągnąć... - gwałtownie wciągnąłem powietrze i wybiegłem z pomieszczenia, udając się do sali muzycznej. Zatrzymałem się koło keyboardu i przejechałam po nim palcami szukając melodii, która przed chwilą pojawiła mi się w głowie. 

Podemos pintar colores al alma
Podemos gritar yeh
Podemos volar sin tener alas
Ser la letra en mi canción
Y tallarme en tu voz

- Możemy, ty możesz Leon - uśmiechnąłem się do siebie jak głupi. - I już wiesz co robić. 





Francesca 
Właśnie trwały próby do przedstawienia, gdy zaczęłam zasypiać z niewiadomych przyczyn. Oczy strasznie mi ciążyły i omal się nie przewróciłam. Przetarłam twarz dłonią, próbując skupić się na tłumaczeniach Gregorio. Przez chwilę sytuacja wróciła do normy, ale znowu moje powieki zwróciły się ku dole. Jednak krzyk nauczyciela, by zaczynać doprowadził mnie do porządku. W sali rozległa się muzyka, więc spróbowałam się skupić. Wydawało się, że już jest dobrze, gdy nagle się przewróciłam i zaryłam brodą o podłogę. Usłyszałam najpierw ciszę, później krzyk. 
- Fran, Fran! Nic Ci nie jest? - obok mnie pojawiła się Camila z Violettą. 
- Nie, nic, w porządku - mruknęłam próbując się podnieść, jednak nie do końca mi to wyszło. Syknęłam z bólu i złapałam się na kostkę. - Może jednak nie - wyznałam. 
Gregorio popatrzył na mnie sceptycznie, jakbym specjalnie przerwała jego zajęcia, jednak nim zdążył otworzyć usta, by mnie skrytykować, uprzedził go Marco. 
- Zabiorę ją do lekarza, dobrze? - spytał, jednak nim Gregorio odpowiedział, zdołał wziąć mnie na ręce. Uczepiłam się niego niczym mała małpka z obawy, że może mnie puścić. 
Przez całą drogę do pielęgniarza nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Wtuliłam swoją twarz w jego zagłębienie pod szyją i starałam się równomiernie oddychać. Kostka nadal dawała o sobie znać, ale z każdym kolejnym krokiem chłopaka ból zanikał. 
- Zaraz mnie udusisz - pożalił się Marco po chwili. Zarumieniłam się i go puściłam. Wreszcie stanęliśmy przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu lekarskiego. Wizyta nie trwała długo, bo okazało się to zwykłym opuchnięciem, które zniknie w przeciągu kilku dni. 
Drogę powrotną przeszłam już na własnych nogach, lekko jednak kulejąc. Zastaliśmy pustą salę, gdyż zorientowałam się, że zajęcia dobiegły końca. 
- No to super - burknęłam i podreptałam do parapetu po swoje rzeczy. Jak cień, Meksykanin ruszył za mną. 
- Dlaczego upadłaś? - spytał gdy wzięłam swoją torbę do ręki. 
Bo zbyt często o Tobie myślę. 
Martwię się o Ciebie.
Nie śpię po nocach, gdyż nękają mnie koszmary. 
Każdej nocy przeraża mnie pustka, którą utworzyła się poTwojej wyprowadzce od nas.
Boję się, że nasza nic przyjaźni pęknie, gdyż coś zepsuję, a ruiny tego nie będą w stanie wrócić na swoje miejsce, mimo najszczerszych starań. 
- Po prostu jestem zmęczona i tyle - wyjaśniłam ignorując wszelkie myśli, które przewinęły się przez moją głowę. 
Czasem trzeba zaryzykować i odsunąć się od tego co przynosi Ci szczęście, bo nie jest to odpowiedni czas i pora. 


sobota, 24 maja 2014

Capítulo decimosexto: Szansa na wygranie siebie



Pamiętaj będzie dobrze, bo jestem obok Ciebie bursztynku ♥


Camila 
Siedziałam w Resto bawiąc się słomką od koktajlu i próbując nie zasnąć przy stoliku. Podparłam głowę o dłoń walcząc ze zmęczeniem. Byłam wyczerpana, gdyż nie mogłam zaliczyć tej nocy do przespanych. Nieustannie wierciłam się w łóżku próbując wytrząsnąć z siebie wszelkie złe myśli i wspomnienia. Skończyło się na tym, że zasnęłam godzinę przed świtem, a i tak wtedy nawiedziły mnie koszmary. Zdałam sobie po prostu sprawę, że bardzo wiele się wydarzyło od rozpoczęcia roku. Zadanie, poznanie Violetty i Leona, kłótnie z Broduey'em, wyjazd, zaliczenie, a teraz zaczynamy próby do przedstawienia, w którym mam zająć się scenografią. Nie miałam pojęcia jak szybko to wszystko zleciało i dlaczego uświadomiłam sobie to dopiero dziś. Nie za tydzień, nie za miesiąc. Dzisiaj. Do czego to mnie doprowadzi? 
Już miałam wstawać, gdyż zdałam sobie sprawę, że zaraz spóźnię się na zajęcia, gdy zauważyłam, że do baru weszła dwójka ludzi. Jednego z nich rozpoznałam, znałam go bardzo dobrze. Drugą osobą była wysoka blondynka, ta sama, z którą zobaczyłam go po naszej randce. Błyskawicznie odwróciłam głowę, położyłam pieniądze na stoliku za sok i wyszłam z Resto nie oglądając się za siebie. 
Nie należy się oszukiwać. Widok Broduey'a z tajemniczą dziewczyną mnie zabolał, ale przecież Brazylijczyk to dla mnie zamknięty rozdział, który w sumie okazał się prawdziwą porażką. Nie zapisałam go tak jak należy. Teraz powinnam zająć się pisaniem następnego, otworzyć dla siebie inne drzwi, które sprawią, że gdy tylko przekroczę ich próg zyskam szansę na spełnienie swoich marzeń i pragnień. Przeszłość zostawmy za sobą, żyjmy chwilą i tym co przyniesie nam przyszłość. Tylko tak wygramy siebie. 
- Hej dziewczyny! - objęłam od tyłu Francescę i Violettę, które właśnie wchodziły do Studia. 
- Hej, a co ty taka szczęśliwa? - spytała mnie szatynka unosząc kąciki ust do góry. 
- Bo po to jest życie. By najwięcej z niego korzystać z uśmiechem - wyjaśniłam, na co one popatrzyły na siebie zdziwione. Wybuchnąłem śmiechem, złapałem jej pod ramie i pociągnęłam na zajęcia Beto. 


Diego 
Często mamy wątpliwości, nie wiemy czy podążyć tą drogę, czy może wybrać inną. Często zastanawiamy się, czy to co zrobiliśmy w przeszłości nam się opłaciło, czy też stoczyło na dno. Ciągle coś nam nie odpowiada, mamy z czymś problem, zazwyczaj przez to, że znudziła nam się szara rzeczywistość. Szukamy dziury w całym, jakiegoś pretekstu, by oderwać się na moment, zaszaleć. Tylko nie zawsze przynosi to dobre konsekwencje.
Gdy tylko wszedłem do Studia od razu rzuciła mi się w oczy dziwna atmosfera. Tak jakby wszystko zatrzymało się w jednym miejscu. Pokręciłem głowę i ruszyłem w stronę auli, skąd dochodziły głosy kłótni. Gdy znalazłem się w pomieszczeniu zorientowałem się, że to Gregorio próbuje coś przekazać Pablo, jednak on wcale go nie słucha, tylko kręci głową jak smutny piesek- zabawka. Przez chwilę się im przyglądałem po czym wyszedłem z sali udając się w stronę szafek. Stała akurat obok niech Violetta, która nie umiała poradzić sobie z kłódką i cicho klęła pod nosem. Mimowolnie uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do niej. 
- Wiesz, jesteśmy w miejscu publicznym i nie ładnie tak się odzywać nawet jeśli szafka nie chce Ci się otworzyć - wyjąłem jej z rąk kluczyk i już po chwili było po problemie. 
- Dziękuję - kąciki jej ust delikatnie podniosły się do góry, jednak po chwili znowu powróciły na dawne miejsce. Szatynka wepchnęła tuzin kartek do szafki i zamknęła ją z hukiem. 
- Coś nie tak? - podniosłem brew szczerze zaciekawiony. 
- Nie, no może, trochę, tak sobie, lepiej już pójdę - wyjąkała zagubiona i wybiegła na zewnątrz. Po chwili zorientowałem się, że pognała za Leonem. 
Nagle poczułem dziwne ukłucie w sercu, jakby to mi przeszkadzało. Pokręciłem głową, po to by wydrzeć z siebie tą myśl. Jak najszybciej odszedłem z tego miejsca, gdyż byłem pewien, że za chwilę runą na mnie ściany, ponieważ zakręciło mi się w głowie. 
To było do przewidzenia Diego.
Ale co?
To, że się w niej zakochasz, ale jest już za późno, bo coś obiecałeś komuś innemu i nie możesz się teraz wycofać. 




piątek, 9 maja 2014

Capítulo decimoquinto: Cień odpowiedzi


Dla Dulce ♥
Za każde słowo, za każdy gest 


Francesca
- To co? Mogę wiedzieć skąd wziąłeś pomysł, by porwać mnie z własnego domu i wybiec do lasu, bo chciałeś porozmawiać? -  spytałam przysiadając na ogromnym kamieniu, uprzednio oczyszczając go z mchu i szczątków liści. 
- Intuicja - wyznał spuszczając głowę, jednocześnie bawiąc się palcami rąk. 
Uczyniłam to samo, bo zauważyłam, że moja dolna warga zaczyna drżeć, a nie chciałam by zobaczył, że jego widok tak na mnie działa. 
- Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz? - zagadnął po chwili, przerywając długotrwałą ciszę. Odważyłam się podnieść głowę i spojrzeć na niego. W świetle księżyca jego oczy wydawały się niesamowicie czarne, jak dwie wypalone dziury. Mimowolnie zadrżałam, ale dopilnowałam by ton mojego głosu nie zdradził moich myśli. 
- Pomyślmy... Podczas naszego pierwszego spotkania zachowywałeś się jak idiota - zaczęłam odliczać na palcach -  później śledziłeś mnie po mieście z gazetę, następnie wylądowałam z Tobą razem w zadaniu, dowiedziałam się, że będziesz ze mną mieszkał, wkurzałeś mnie na każdym kroku, grzebałeś w moich rzeczach, prześladowałeś podczas weekendu, a teraz porwałeś... Uważam, że to dość duża masa powodów, bym nie darzyła Cię wielką sympatią - podniosłam brew do góry, czekając na to co ma do powiedzenia. Szczerzę mówiąc bałam się tego, co mi zaraz powie i najchętniej bym uciekła z powrotem do domu. Jednak gdy zobaczyłam jak kąciki jego ust delikatnie się unoszą, kończyny odmówiły mi posłuszeństwa. 
- Tak, też bym siebie nie lubił, jakby był na Twoim miejscu - wyznał cicho. 
- No to czego ode mnie oczekujesz, bo nadal nie rozumiem - zauważyłam, że odkąd się tu znaleźliśmy stale unika mojego wzroku. 
- No, bo ... Chciałem zaproponować ... Ustalić ... - umilkł wkurzony własnym dukaniem. - Przyjaźń? - wyszeptał ledwo słyszalnie, wreszcie patrząc mi prosto w oczy. 
- Nadal nie rozumiem - wyjąkałam zażenowana. 
- Nie chcę się z Tobą nieustannie kłócić. Nie chcę znowu się od Ciebie tak daleko oddalić, jakbyśmy byli dla siebie zupełnie obcymi ludźmi. Nie chcę i nie mogę do tego dopuścić - poczułam jak fala ciepła napływa mi do serca. Nagle zrobiło mi się bardzo gorąco wręcz duszno, a nie miałam pojęcia czy zadziałały tak na mnie jego słowa czy ten wzrok, którym mnie teraz przeszywał. Zapadła między nami długotrwała cisza, ale Marco jej nie przerwał, gdyż zapewne czekał na to co mu odpowiem. 
- Ja też nie chcę - powiedziałam obdarzając go delikatnym uśmiechem. Gwałtownie poderwał się z miejsca, podbiegł do mnie i zagarnął w objęcia. Zakręcił mnie kilka razy dokoła własnej osi, ale nawet po tym jak się zatrzymał, nie wypuścił mnie z uścisku. 
- Dziękuję - wyszeptał w moje włosy, a ja ledwo nie wybuchłam pod naporem szczęścia, które ogarnęło moje ciało.





Leon 
Czy można zająć się czymś innym, by uciec od problemów, codziennej rzeczywistości? Czy to pomaga, w jakiś sposób ułatwia podjęcie decyzji, dalsze życie? Czy nie oznacza to, że jest się zwyczajnym tchórzem, który boi się konsekwencji za popełnione przez siebie czyny, za myśli, które nigdy nie powinny pojawić mu się w głowie?
Czy można uciec od miłości? Zapomnieć, że ona w ogóle istnieje? Wymazać ją z każdej cząstki siebie, odgrodzić się od niej szczelnym murem? Nie można, gdyż to i tak na nic się nie zda. Ona i tak zawsze znajdzie czas i miejsce, by do Ciebie dotrzeć. 
Uciekając od Violetty do motocrossu, adrenaliny dam radę zapomnieć o uczuciu, którym ją obdarzyłem? 
Oczywiście, że tak Leon. 
Czemu kłamiesz Leon? 
Bo Leonowi już nic innego nie pozostało. 
A próbowałeś Leon jakoś to zmienić?
Po co, jeśli Leon i tak stoczył się na dno. 
By zawalczyć o to co kochasz Leon. 
Może masz rację Leon. 
Oczywiście, że mam, Leon. 
W nocy nie mogłem spać, ale gdy tylko wszedłem do Studia odkryłem, że nie tylko mnie nawiedzały koszmary. Szczególnie Francesca i Marco wyglądali jakby wcale nie zmrużyli oka. 
Szczerze to miałem ochotę zacząć wyrywać sobie włosy z głowy. Co się ze mną stało? Co się we mnie zmieniło, że nie umiem już normalnie przeżyć jednego dnia? Co zrobiłem, że nieustannie kłócę się z samym sobą, ciągle mam wątpliwości, które zaczynają mnie pomału zabijać od wewnątrz? Dlaczego nie umiem tego zwalczyć? 
I dlaczego zadajesz tyle pytań Leon? 
Bo nie umiem na żadne odpowiedzieć, Leon. 
- Hej, Leon! - Broduey zagrodził mi drogę, gdy szedłem na zajęcia do Pablo. - W związku z tym naszym zespołem, bo nagle wszyscy o tym zapomnieli - westchnął teatralnie, natomiast ja znowu zacząłem kłócić się ze sobą w myślach. 
Może robótki mnie odstresują, co o tym myślisz Leon?
Nawet, nawet, ale jeśli... 
- Leon, czy ty mnie słuchasz?! - krzyk Broduey'a wyrwał mnie ze stanu otępienia. - Jesteś gorszy od Maxiego - wyznał z pretensją załamując ręce i odszedł urażony. Już miałem za nim iść i go przeprosić, gdy zauważyłem z daleka Larę, która szła ulicą. 
- Lara! - wydarłem się na całe Studio i jak najszybciej wybiegłem na dwór. Odwróciła się zaskoczona i uśmiechnęła się promienie na mój widok. 
- Leon, cześć - przywitała się radośnie.
- Hej - powiedziałem odrobinę zadyszany. - Mam dla Ciebie pewną propozycję - wyznałem starając się na jak entuzjastyczny uśmiech. 
Odrobinę później gdy szliśmy wśród drobinek kurzu i pyłu na torze popatrzyłem z boku na Larę, która objaśniała mi wszystko w związku z nauką jazdy. 
Nie dasz radę zapomnieć o Violetcie, Leon - przypomniał mi cichy głos w głowie. 


sobota, 26 kwietnia 2014

Capítulo decimocuarto: Skrzydła przyjaźni



Ludmiła
- Diego, nie będę powtarzała tego po raz dziesiąty. Nic mi nie jest , czuję się dobrze i nie mam zamiaru wysłuchiwać Waszych nieustannych pytań i pretensji! - zdenerwowana krzyknęłam do przyjaciela, pozwalając by echo mojego głosu rozniosło się parku. Przechodnie spoglądali na mnie zaskoczeni i szybko odchodzili w inną stronę. 
Nim tylko zdołałam wyjść z domu, spotkałam Diego, który od razu zaczął swoje przesłuchanie, co po kilku minutach doprowadziło mnie do szaleństwa. Wiedziałam, że nie powinnam była mu to mieć za złe, bo razem z Naty naprawdę się o mnie martwili, ale nie umiałam siedzieć cicho, podczas gdy oni zasypywali mnie kaskadą tych samych pytań. 

- Rozumiem, że się martwisz, ale wszystko jest w najlepszym porządku - powtórzyłam cicho, spoglądając mu prosto w oczy. Chciałam, żeby tak było, ale niestety musiałam oddać tą myśl do szuflady marzeń. Tata wrócił wczoraj do domu całkiem struty i od razu udał się do garażu, gdzie padł na ziemie i zwyczajnie zasnął. Bałam się zostawiać dziś rano mamę z nim sam na sam i oczekiwałam, że dopiero się obudzi gdy wrócę ze Studia.  Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, co by się mogło stać, gdyby było inaczej. 
- Ok - przypomniałam sobie o obecności Diego, dopiero wtedy gdy się odezwał. - Skoro tak mówisz to pewnie tak musi być - próbował się uśmiechnąć, ale słabo mu to wyszło. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak zdołowanego. Chciałam już go przeprosić za swoje zachowanie, ale mnie wyprzedził. - Powinniśmy chyba parę spraw przedyskutować. Co z Violettą? 
Przez to całe zamieszanie z tatą, Federico i zadaniem, kompletnie zapomniałam o szatynce. Zamrugałam oczami, próbując przypomnieć sobie szczegóły naszego planu. 
- Rób to co wcześniej, staraj się do niej zbliżyć za wszelką cenę - powiedziałam, ruszając w dalszą drogę. 
- Myślałem, że już sobie odpuściłaś - Diego dogonił mnie po kilku krokach. 
- Nie, tylko chwilowo nie miałam na to czasu. Nadal nie zapomniałam, że ta dziewczyna mnie znieważyła na oczach uczniów Studia - spojrzałam na niego z ukosa i dostrzegłam smutek na jego twarzy. - Diego co jest? 
- Nie, nic, tylko chciałem to uzgodnić - znów przybrał swoją dawną obojętną minę. - Muszę lecieć, bo spóźnię się na zajęcia. Cześć - pożegnał mnie uśmiechem i poszedł w stronę szkoły. Odwróciłam się, chcąc pójść w jego ślady, ale zatrzymałam się w pół kroku. W odległości jakiś 10 metrów stał Federico, oparty o pień drzewa i bacznie się mi przyglądał. Jak najszybciej opuściłam to miejsce, nie chcąc się z nim spotkać. Gdy tylko znalazłam się poza parkiem, zatrzymałam się i ukryłam twarz w dłoniach. 
- Ludmiła co ty wyprawiasz? - mruknęłam pod nosem i uderzył we mnie fakt, że nie umiałam odpowiedzieć na zadane sobie pytanie. 




Naty

- A ta? - porwałam w rękę sukienkę z łóżka, tym razem białą z beżowym paskiem z tali. 
- Ta jest chyba najlepsza - odparła Lena, siedząc na podłodze i opierając się plecami o biurko. 
Nie wiem dlaczego aż tak się stresowałam tą randką. Przecież to miało być tylko zwykłe spotkanie w parku, nic więcej. Mimo tego nadal nie mogłam zapomnieć o wczorajszej chwili, kiedy to Maxi po mojej kłótni z Ludmiłą, podszedł do mnie, stanął obok na ławce i wykrzyczał na cały głos pytanie czy się z nim nie umówię. W tamtej chwili kompletnie mnie to zmroziło i najchętniej od razy bym zapadła się pod ziemie, bo moje policzki zmieniły swój kolor na wściekle czerwony. Jednak po jakimś czasie, kiedy odzyskałam zdolność mówienia, zdołałam wydukać krótkie "tak" . 
Od tamtej pory nie potrafiłam przestać się tym zadręczać i wymyślać tysiące najgorszych scenariuszy, co mogłoby pójść nie tak. Przede wszystkim miałam wyrzuty sumienia, gdyż umiałam zająć się czymś innym po tym co stało się z Ludmiłą. Powinnam teraz siedzieć obok niej i wypytywać o wszystko, za to przez ostatnie dwie godziny wyrzucałam zawartość szafy, szukając się na wieczorną randkę. Spuściłam głowę i zamknęłam oczy, gdyż pociąg wstydu z rozpędu wjechał na mnie i przygwoździł do ziemi. Co ze mnie za przyjaciółka? 
- Ej Naty skąd nagle ten ponury wzrok? - moja młodsza siostra wstała z podłogi, podeszła do mnie i podniosła mój podbródek. - Nadal myślisz o Ludmile? - delikatnie skinęłam głową na co przygarnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. - Nie martw się wszystko się ułoży. Nie po to tyle razem przyszłyście, nie po to tyle razem się nacierpiałyście, by teraz to wszystko legło w gruzach. Przyjaźnicie się od lat, od dziecka. Daj jej trochę czasu, widocznie nie jest jeszcze gotowa Ci czegoś wyznać, bo sama nie umie do końca tego zrozumieć. 
W skupieniu słuchałam słów Leny. Od zawsze zastanawiałam się skąd tak młoda dziewczyna czerpie taką wiedzę. W niektórych sytuacjach potrafiła znaleźć lepsze rozwiązanie ode mnie. Zawsze była rozsądniejsza, umiała odszukać światło mimo, że wszędzie panowała ciemność. Jest dla mnie ostatnim promykiem nadziei, legendą na mapie, drogowskazem na drodze. To właśnie ona uczyła mnie życia. 
- A teraz dosyć smutków, bo oto zostały nam tylko trzy godziny do randki, a ty nadal nie ubrana, nie umalowana, ani nie uczesana - Lena odsunęła mnie od siebie i przytrzymała na wyciągniecie ramion. - Mimo, że i tak jesteś śliczna, dla Maxiego musisz być jeszcze ładniejsza. Do roboty! - blondynka radośnie zawołała i wybiegła z pokoju, za pewne po kosmetyczkę. Potrząsnęłam głowę z uśmiechem na twarzy. Nadal nie pojmowałam czym sobie na nią zasłużyłam. 


piątek, 18 kwietnia 2014

Capítulo decimotercero: Strach


Dla wszystkich, którzy pomogli mi zdobyć te 100 tysięcy wyświetleń. Dziękuję ♥ 


Diego
Czułem się tak jakbym przegapił coś ważnego. Każdy był poddenerowany albo rozchichotany, a ja nie miałem pojęcia czym było to spowodowane. Zaliczenie ani trochę mnie nie stresowało, bo mieliśmy z Violettą wszystko opanowane do perfekcji. Wystarczyło tylko wejść na scenę i dać z siebie całych siebie. 

Podczas tych wszystkich prób, dotarło do mnie, że mimo iż bardzo bym tego chciał nie zdołam zranić Violetty. Nie umiem na nią patrzeć pod kątem osoby, którą muszę skrzywdzić, nie mogę. 
Wędrowałem wzrokiem po sali od twarzy do twarzy. Na każdej namalowany był inny rodzaj emocji i uczuć. Od przerażenia do pełnego entuzjazmu. Pokręciłem głową, nie mogąc nic zrozumieć. 

Popatrzyłem w stronę wejścia, bo akurat do sali wpadła zadyszana Naty. Chyba nikt nie zwrócił na to uwagi oprócz mnie, tak byli pochłonięci własnymi myślami. Hiszpanka zatoczyła się ze zmęczenia, ale zdołała odzyskać równowagę. Gdy stała już na równych nogach spostrzegła mnie i ruszyła w moją stronę. 
 - Widziałeś Ludmiłę? - spytała bez słowa przywitania, przysiadając się do mnie na scenę. Odpowiedź spadła na nas już po sekundzie, bo oto blondynka stanęła w drzwiach. Wyglądała jak zwykle. Nic nie wskazywało na to, że coś mogło się stać. Omiotła zebranych wzrokiem i zatrzymała się na naszej dwójce. W jej oczach dostrzegłem coś czego nie mogłem rozszyfrować. 
W tej chwili dotarło do mnie, że nie znam Ludmiły. Nie tak jakbym chciał. Wiem czego lubi słuchać, jaka jest jej ulubiona potrawa, ale nie znałem jej serca. Nie odkryłem co siedzi w jej wnętrzu. Co takiego spowodowało, że jest taka, a nie inna? Czemu akurat nas postanowiła "tolerować"? 
Możliwe, że od zawsze była tylko osobą, którą mijamy na ulicy. Widzimy wtedy tylko jej wygląd zewnętrzny. Nie spostrzeżmy co ma w środku, jakie uczucia tam gnieździ. Ominiemy ją i zapomnimy. Pozwolimy aby tylko na kilka sekund pojawiła się w naszej głowie, a później zamykamy drzwi i ona znika bez powrotnie. 
Czy kiedykolwiek mogłem mówić o Ludmile jako o przyjaciółce? Czy tak na prawdę to miano było słusznie nadane? Znamy się od dzieciństwa, od pieluchy, ale czy to coś zmienia? Nigdy mi się nie zwierzała gdy coś ją gnębiło, smuciło. 
Czemu nigdy nie starałem się jej głębiej poznać? Czemu nigdy nie postarałem uzyskać odpowiedzi na dręczące mnie pytania odnośnie blondynki? Czy teraz nie jest już za późno?
- Uwaga, moi drodzy! - głos Pablo rozbrzmiał w mojej głowie, a ja wytrąciłem się z transu. - Nastał długo oczekiwany dzień zaliczeń. Mam nadzieję, że jesteś dobrze przygotowani. No to zaczynamy. Francesca, Marco? - popatrzył pytająca na tą dwójkę. 
Nie obdarzyli siebie żadnym spojrzeniem i na kilometr można było wyczuć bijące od nich napięcie. Jednak posłusznie wstali i skierowali się w stronę sceny, na co my z niej zeskoczyliśmy i zajęliśmy miejsca pod oknem. Po chwili między nami wcisnęła się Ludmiła. Złapała nas delikatnie za ręce, i choć nic nie powiedziała w jej oczach można było dostrzec słowo "przepraszam" .




Leon
Niektórych zachowań nie da się wyjaśnić. Nie wiemy dlaczego postąpiliśmy tak, a nie inaczej. Dlaczego nasze myśli układają się w taką układankę, dlaczego książka skończyła się na tym zdaniu, a tusz skończył w tym momencie. Tak już jest i nie możemy tego zmienić. Nawet nie próbujemy.
Nie chciałem w żaden sposób zasygnalizować Violetcie, że coś ze mną nie tak. Chciałem ją obronić, by nie dowiedziała się, że zrobiłem coś czego nie powinienem. Pokochałem więcej niż przyjaciółkę. 

Złamałem niezapisaną regułę, o której nigdy nie mogłem nawet pomyśleć. Czemu teraz ciągle ją łamię? Czemu ciągle czuję na swoich wargach jej smak, czemu ciągle owiewa mnie jej zapach, nawet gdy nie mam jej w pobliżu? Czym się stałeś Leon? Zakochanym człowiekiem. 
Powłóczyłem nogami, bojąc się wejść do Studia, znowu zobaczyć te same ściany, te same szafki, te same sale, bo od razu wiem, że w głowie namalują mi się myśli związane z nią. 
Leon ogarnij się ! - krzyknąłem do siebie w myślach, błagając samego siebie, by ten rozkaz w końcu mógł się spełnić. 
Przez swoje rozkojarzenie nie zauważyłem, że wyszedłem poza teren szkoły i wchodzę zdezorientowany na ulice. 
- Leon! - usłyszałem przestraszony głos zza sobą, gdy stawiałem już pierwszy krok na jezdni. Otrząsnąłem się i błyskawicznie wszedłem z powrotem na chodnik. Gdy się odwróciłem zobaczyłem Larę. 

- Leon, nawet nie wiesz jak się przestraszyłam, gdy Cię zobaczyłam - wyznała dziewczyna, gdy do mnie podbiegła. - Co się z Tobą dzieję? - spytała z troską w oczach. 
- Wiele rzeczy wydarzyło się w jednej chwili, zbyt wiele czynów zostało wykonanych, zbyt wiele myśli przewinęło się przez moją głowę - nie miałem pojęcia czy szatynka cokolwiek z tego zrozumiała, bo sam się zdziwiłem, że zdołałem sformułować takie zdanie.
- Nie rozumiem - Lara zmarszczyła brwi. 
- Ja też nie - lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Nagle poczułem delikatny uścisk na ramieniu i do moich nozdrzy wdarł się znajomy zapach. 
- Leon, teraz twoja kolej ... Ojejku, przepraszam nie chciałem Wam przerywać - Violetta pospieszyła z przeprosinami, gdy spostrzegła, że nie jestem sam. 
- Nic się nie stało - zapewniła Lara i wyciągnęła rękę, by się przedstawić. 
- Violetta. Miło mi Cię poznać - na widok uśmiechu przyjaciółki, zacząłem pisać długą rozprawkę z głowie pod tytułem " Mózgu, bądź grzeczny". 
- A no tak, Andres na mnie czeka - odłożyłem rozprawkę na inną chwilę. - Później się zobaczymy Lara - obiecałem dziewczynie i po chwili już szedłem w stronę szkoły. 
- No chodź szybciej, nie mogę się doczekać Waszego występu - pogoniła mnie Violetta, biegnąc do Studia. 
- Czy ty musisz być taka wyjątkowa? - spytałem pod nosem, biegnąc za nią. 


sobota, 5 kwietnia 2014

Capítulo duodécimo: Najtrudniej jest wybrać tą właściwą drogę



Violetta
- Chodź, wstawaj. Pokażę Ci coś - wyszeptałam, budząc Leona. Z trudem otworzył oczy i spojrzał na zegarek, stojący na szafce nocnej, obok łóżka.
- Szósta? Pogięło Cię? - usiadł z najwyższym wysiłkiem i zaczął rozmasowywać sobie kark.
- Znalazłam coś.
Dwadzieścia minut później maszerowaliśmy już jedną z leśnych dróg, a chłodne powietrze muskało nas po twarzy. Słońce nie zdążyło jeszcze wzejść, ale widoczność nie była najgorsza. Buty ślizgały nam się po nierównej nawierzchni, a gałęzie nieustannie zahaczały o odzież. Jednak w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce. Wspięłam się na zwalone drzewo i zgrabnie przeskoczyłam na drugą stronę płotu, który odgradzał las od wzgórza. Po sekundzie Leon wylądował obok mnie. Zaczęliśmy wspinać się na niewielką górkę i od razu okazało się, że wybrałam nie tę drogę na szczyt, co trzeba. 
- Dlatego nigdy nie należy iść za kobietami - usłyszałam za sobą znudzony głos przyjaciela, który postanowił zaczekać aż coś wymyślę, siedząc wygodnie na ziemi. Odwróciłam głowę i spiorunowałam go wzrokiem, na co on podniósł brew, co oznaczyło, że jest gotowy, by zacząć wytykać wszystkie moje wady. Znałam je aż nad to, więc nie przyjęłam zaproszenia na dyskusję. 
Zamiast tego rozejrzałam się dookoła i szukałam źródła ewentualnego błędu, który popełniłam przemierzając wzgórze. Byłam tu godzinę temu i możliwość pomyłki była absurdalna, jednak u mnie jak najbardziej prawdopodobna. 
- Spóźnimy się na śniadanie - delikatnie przypomniał mi Leon. Spojrzałam na niego z ukosa i odeszłam pewien kawałek, by nie przeszkadzał mi myśleć. Gdy już miałam zaproponować, byśmy zawrócili zauważyłam znajomą ścieżkę. Rzuciłam zza siebie hasło, by szatyn szedł za mną i nie odwracają się za siebie wkroczyłam na drogę. Już po chwili stanęłam po raz drugi na szczycie, w sam raz, bo Słońce zaczęło właśnie wysuwać się zza horyzontu. Poczułam, że Leon stanął koło mnie i staliśmy tak w ciszy, dopóki ciepłe promiennie nie zaczęły nas leciutko ogrzewać.
- O której ty tak właściwie wstałaś? - Leon spojrzał na mnie z boku. Gdy przeniosłam na niego swój wzrok, zobaczyłam strach w jego oczach. Na moment zbiło to mnie z tropu,jednak po chwili otrząsnęłam się, by przyjaciel nic nie podejrzewał. 
- Wcześnie - odpowiedziałam wymijająco i złapałam go za rękę. Gdy go dotknęłam po jego skórze przeszły ciarki, jakby się mną brzydził, a tym bardziej bał. Już nabierałam powietrza,by go spytać o co chodzi, gdy mnie uprzedził:
- Wracajmy - wskazał głową na zejście ze zbocza. Mimowolnie podążyłam za nim, jednak schowałam twarz w kapturze od bluzy, by nie mógł z niej nic wyczytać. 
To przez pocałunek? Był on w stanie zmienić stosunek Leona do mnie? Mógł go zbrzydzić, uprzedzić, inaczej nastawić? Po wszystkich latach spędzonych ze sobą, po tysiącach przebytych minut, dziesiątkach spełnionych marzeń, kilka sekund sprawiło, że uczucie jakim mnie darzy, prysnęło? Rozpłynęło się w powietrzu na drobne kawałeczki, których nie można skleić? 
Zamrugałam oczami, by odciążyć głowę od natłoku myśli. Jedna jednak w niej pozostała. Muszę zrobić wszystko, by odzyskać starego Leona. Nawet za cenę utraty siebie samej. 





Andres
Promiennie słoneczne nie miały ani trochę przyzwoitości aby dać mi pospać 2 godziny dłużej niż zwykle. Mrużąc oczy zwlokłem się powoli z łóżka. Wyszedłem nadal zaspany z pokoju, kiedy rozległ się krzyk. Błyskawicznie odwróciłem się na pięcie i zbiegłem w popłochu na dół. Wpadłem do kuchni i moim oczom ukazała się zdenerwowana Camila, skulona w kącie. Rzuciłem się w jej stronę. 
- Co jest? Co się stało? - strzelałem pytaniami jak z procy, ale twarz dziewczyny odbijała je jak tarcza, bo nawet na mnie nie spojrzała. Podniosła palec i wskazała na coś za moimi plecami. Udałem się wzrokiem w tamtym kierunku, jednak niczego nie zobaczyłem. 
- Nic nie widzę - przyznałem marszcząc brwi. Ruda otworzyła buzie ze zdumienia i nim zdążyłem się zorientować, podniosła się z ziemi. 
- Ty tego nie widzisz? - wskazała na mały punkt poruszający się po ścianie. Podszedłem bliżej i na widok małego pająka, wybuchnąłem głośnym śmiechem. Fuknęła obrażona pod nosem. 
- Oj kochana to ty jeszcze nie wiesz co to strach - zagarnąłem ją do swojej piersi i nadal się śmiejąc schowałem twarz w jej puszyste włosy. Wyczułem delikatny zapach kwiatowy i coś mi mówiło, że była to lawenda. 
Trzymając ją przez chwilę w ramionach, przed twarzą namalowały mi się wszystkie spędzone razem lata. Chwile, gdy jako maluchy obsypywaliśmy się piaskiem  w piaskownicy, jak uciekaliśmy przed rozzłoszczonym sąsiadem, bo podkradaliśmy mu jabłka. Śmiało mogę ją dziś nazwać swoją wskazówką na kompasie, legendą na mapie. Bez niej nie byłbym takim człowiekiem jakim jestem. Osiągnąłem to wszystko tylko dzięki niej. 




niedziela, 23 marca 2014

Capítulo undécimo: Iskra



Leon 
Wydaje się, że zna się kogoś całe życie. Można wymienić wszystkie jego cechy, wady, zalety. Wiesz jak ten ktoś się porusza, jak reaguje na daną sytuację. Co lubi, co szanuje, co go śmieszy, bawi, smuci, doprowadza do łez. 
Wydawało mi się, że znam usta Violetty na wylot. Nauczyłem się ich kształtu gdy śpiewała, mówiła, cmokała mnie w policzek. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że mogą być tak miękkie, ciepłe, w zetknięciu z moimi. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że po jednym pocałunku wymienionym z nią, od razu zapragnę następnego. Uważałem, że znam uczucie jakim ją darzę na pamięć. Mogłem opisać każdy szczegół łączący nas w jakikolwiek sposób, każdy spędzony moment. Jednak w tej chwili okazało się to zbędne. Poznałem Violettę na nowo. Dopiero teraz zorientowałem się jak pięknie pachną jej włosy, jak słodko marszczy nos, gdy się denerwuję, jak uroczo zagryza dolną wargę w stresie. 
Gdy oderwaliśmy się od siebie zobaczyłem jej duże oczy wpatrzone w moje. Tańczyły w nich złote ogniki, które po chwili rozprysnęły się, by na nowo powrócić. Wiedziałem, że Violetta nadal jest tą samą Violettą, tą samą dziewczyną co była 10 sekund temu. Nie zmieniła się. Jej serce nie stanęło na moment, by ponownie ruszyć z nowych uczuciem w środku. Jej mózg nie rozgrywa teraz szaleńczego biegu,który doprowadza, że każda myśl wpada na siebie, niektóre przewracają się , a drugie dojeżdżają do mety. 
- I co? Chyba nie było aż tak źle? - pytanie Andresa, wydało mi się bardzo nietaktowne, ale nie mogłem go za to winić, ponieważ tylko ja wiedziałem jaką walkę toczyłem wewnątrz siebie. 
- W porządku - odpowiedziała szatynka i uśmiechnęła się delikatnie w moim kierunku. Odpowiedziałem jej tym samym. W żaden sposób nie mogę dopuścić do tego, żeby rozniecona iskra, przeobraziła się w pożar. Mogę spłonąć ja, ale nigdy nie pozwolę, by spłonęła Violetta. 



Ludmiła
Zasypiałam ze strachem, budziłam się z nim i trwałam przy nim cały dzień. Postać Ludmiły, którą tworzyłam przez laty ukruszyła się w zadziwiającym tempie. Zamieniłam się w bezradną marionetkę losu i mogę tylko czekać na to co się wydarzy. 
Tata często znikał na wiele dni poza dom, ale nigdy przez kłótnie. Mimo tego, że narzekał na mamę, ciągle ją poprawiał, czy to w stanie trzeźwości czy nie, trzeba mu przyznać, że nigdy nie zdołał się podnieść na nią głosu. 

Gdy patrzę na to jak rodzicielka bezradnie wgapia się w stół, trzymając w rękach kubek kawy, zaczynam się trząść. Nie cierpię bezradność, nie cierpię gdy udowadniam światu, że jestem słaba i bezbronna. 
Miotałam się po pokoju, aż w końcu nie wytrzymałam i zgarnęłam torebkę z biurka, by opuścić dom. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i wtedy do mnie dotarło, że mam masę nieodebranych połączeń od Naty i Diego. Od dwóch dni nie daję znaku życia, więc musieli się niepokoić. Pośpiesznie wystukałam im wiadomość, o tym, że spotkamy się jutro i udałam się w stronę centrum. 
Przez deszcz i wilgoć większość ludzi została w domu. W sumie dobrze. Nie miałam ochoty na to by ktoś mnie oglądał. 
Gdy spojrzałam na plac zabaw, znajdujący się po drugiej stronie ulicy momentalnie posmutniałam jeszcze bardziej. Jak przez mgłę, ujrzałam zarys małej blondynki, która ślizga się na zjeźdzalni, by paść w ramiona ojca i wylądować z nim w piasku. Wydawało mi się nawet, że usłyszałam ich śmiech. Jednak gdy samochód przejechał przez jezdnie wszystko zniknęło. 
Nie pamiętam, ile czasu szwędałam się po mieście i co w tym czasie robiłam. Zorientowałam się, że Federico stoi przed mną, gdy się odezwał:
- Masz ochotę na szalony dzień ? 
Początkowo nie wiedziałam, co odpowiedzieć i jak się zachować. Gdy zobaczyłam siebie w jego oczach, przeraziłam się swoim wyglądem. Miałam potargane włosy oraz roztargniony wzrok. Momentalnie otrzeźwiałam. 
- Co masz na myśli? - byłam z siebie dumna, gdy nie usłyszałam w swoim głosie, ani śladu drżenia. Tylko patrzyłam na niego chłodno i wyczekująco. To znaczy miałam taką nadzieję, gdyż pewnie przypominałam małego psiaka, który błaga, by do niego nie strzelano. 
- Chodź, a się przekonasz - zaproponował. 
Nie miałam pojęcia czemu zdecydowałam się uścisnąć jego wyciągniętą dłoń. 



niedziela, 16 marca 2014

Capítulo décimo: W deszczu można spostrzec więcej niż myślisz



Camila
Próbowałam pozbyć się tego uciążliwego dźwięku, który nagle rozbrzmiał w mojej głowie, aż w końcu strąciłam budzik z szafki i w pokoju zapadła cisza. Spojrzałam na zegar powieszony na ścianie, naprzeciwko mojego łóżka i od razu zapragnęłam skopać Francescę, za pomysł, by budzić mnie w sobotę o 6. Westchnęłam w duchu i z trudem zwlokłam się posłania. 
Nim doszłam do łazienki zadzwonił mój telefon. Z powrotem powłóczyłam nogi do pokoju. 
- Halo? - mruknęłam do słuchawki, za co w odpowiedzi usłyszałam długą przemowę odnośnie zbiórki, która ma się odbyć za pół godziny pod domem Włoszki. Wreszcie informując Fran, że wszystko wiem i na pewno dotrę na miejsce, rozłączyłam się. 
Nigdy nie sądziłam, że w Buenos Aires może być tak zimno. Nim dotarłam na wyznaczone miejsce zdążyłam zmarznąć na kość, mimo dużej ilości odzieży jaką nosiłam na sobie. 
W samochodzie szperał Luca,pakując nasze bagaże do środka.Miał nas zawieść na miejsce i wrócić. Brakowało jedynie Leona i Violetty. 
Andres stanął koło mnie i zapiął mi guzik przy kołnierzyku kurtki. Podziękowałam mu uśmiechem.  Mimo wcześniejszego entuzjazmu Włoszka milczała. Zorientowałam się, że co chwila rzuca ukradkowe spojrzenie na Marco i zaciska na jego widok powieki. 
- Ej co jest? - spytałam szeptem, nie chcąc budzić podejrzeń innych. 
- Pokłóciliśmy się - wyjaśniła brunetka i na tym temat się skończył. 
Gdy odwróciłam się w kierunku parku, zauważyłam idących w naszym kierunku Leona i Violettę. Właściwie trudno było nazwać to chodzeniem, bo spostrzegłam, że przyjaciele tańcząc na środku chodnika, śmiejąc się przy tym w niebo głosy. Chyba była to cza-cza. 
Po kilku chwilach stanęli przed nami. 
- Hej Wam - powiedzieli na równi, na co znowu ich śmiech zabrzmiał w powietrzu. 
- Widzę, że humory dopisują - ich energia zaczęła na mnie działać i też mimowolnie się uśmiechnęłam . 
- Tak - Violetta spakowała dwie małe torby podróżne do samochodu. Wreszcie wszyscy zapakowali się do pojazdu i ruszyliśmy. 


Maxi 
Wystawiłem rękę przez okno, a chłodne powietrze zaczęło muskać moją skórę. Przyjemny zapach dotarł do moich nozdrzy. 
Siedziałem na siedzeniu obok Andresa i Brodueya. Za mną usadowili się Leon, Violetta i Marco, a z przodu, obok Luci dyrygowała z nad mapy Francesca, w towarzystwie Camili. 
Skupiłem swój wzrok na widoku zza oknem. Budynki mieszkalne powoli zamieniały się w pola i lasy. Nie wiem czemu, ale to przypominało mi Naty. Pewnie jeszcze śpi. 
Postrzegałem tą drobną osóbkę jakoś coś nieosiągalnego, po za zasięgiem mojej ręki, gwiazdkę poza kręgi mojego nieba. Marzyłem by choć raz zaświęciła ona dla mnie. By jej blask był skierowanym w moją stronę. Tylko w moją. 
Jej świat jest inny od mojego. Całkiem odmienny. Jednak głęboko wierzyłem, że te różnice są w stanie nas połączyć. Będę w stanie sprawić, że się dzięki temu zrośniemy. Tylko jest jedna przeszkoda. Nie mam pojęcia czy dziewczyna coś do mnie czuję. Nie znam jej uczuć, mogę się tylko domyślać jak na mnie reaguje.
Wiem, że nie wykonam pierwszego kroku. Pewnie po zadaniu, dziewczyna o mnie zapomni i będzie jedynie mnie mijać na korytarzu, bez żadnego wypowiedzianego słowa. 
I znowu zacznie się to błędne koło. Ona nie będzie zwracała na mnie uwagi, a ja będę udawał, że jest w porządku. Tylko kiedyś z pewnością w końcu pęknę, a nie mam pojęcia jakie to przyniesie konsekwencje. 
- Maxi. Obudź się, już jesteśmy - ocucił mnie głos Camili. Zorientowałem się, że samochód stanął przed dużym drewnianym domkiem . Z dwóch stron otaczał go gęsty, świerkowy las. Po prawej widniało jezioro.
Wyskoczyłem z pojazdu, a moim śladem poszli wszyscy inni. 
- Mówiłam, że tu jest piękne! - pisnęła wesoło Fran i zakręciła się w kółko, by więcej dostrzec. 
- Zaklepuję pokój na górze - wykrzyknął Leon i usłyszałem po chwili, jak wbiega rozemocjowany po schodach. 
Miałem dziwnie przeczucie, że ten wekennd coś zmieni w moim życiu. Nawet nie podejrzewałem co to może być. 



 Federico 

Patrzyłem jak krople deszczu odbijają się od szyby, a wiatr targa drzewami za oknem. Dziś wyjątkowo Buenos Aires nawiedziła wichura, co nie przypadło mi do gustu, bo nie miałem zamiaru całego dnia spędzić w domu. Nie byłem typem, który potrafi godzinami leżeć na łóżku i wgapiać się w ścianę. Nie leży to w mojej naturze i nigdy nie będzie. Więc gdy tylko nadarzyła się okazja wymknąłem się na dwór. Po drodze minąłem puste posłania swojego psa i mina mi zrzedła. Nadal go nie znalazłem, a przez mijające kolejne dni nadzieja opuszcza mnie coraz bardziej, że go jeszcze kiedyś spotkam. Choć to tylko zwierzak, był bardzo bliski mojemu sercu i czasem tylko z nim umiałem normalnie funkcjonować. 
Po drodze, do niewiadomego celu skakałem między kałużami na chodniku. W pewnej chwili, gdy podniosłem wzrok spostrzegłem wysoką blondynkę, idącą w moim kierunku. Miała zamglone oczy, co zauważyłem nawet z takiej odległości. Nie zwracała uwagi na otaczający ją świat, co mnie bardzo zdziwiło. Mimo, że znałem ją krotko, zdążyłem przyzwyczaić się do jej zachowań. Te jednak znaczniej odbiegało od charakteru dziewczyny. 
Nie wiele myśląc, przyspieszyłem kroku i zagrodziłem jej drogę. Nie miała dziś obcasów i patrzyłem na nią z góry, przez co wydawała się strasznie mała i bezbronna. Naszła mnie chęć by ją objąć, by w moich ramionach nie zaznała nieszczęścia jakie niesie świat. Usłyszałem jednak mój pewny głos:
- Masz ochotę na szalony dzień ? 
W odpowiedzi dostałem jej zdziwione spojrzenie. 



niedziela, 9 marca 2014

Capítulo noveno: Walka z samym sobą




Dla Martyny Blanco <333
Mam nadzieje, że w końcu skończymy tą historyjkę ^^

Violetta 

Mówi się, że czas wszystko naprawia, ulepsza. Ale nie zdajemy sobie sprawy, że on nas zabija. Przez niego się starzejemy, pojawiają nam się zmarszczki. 
Czas jest zgubnym określeniem, bo ma wiele stron medalu. Są te dobre i też złe. Ja widzę jedną. 

Dzięki niemu możemy wiele się nauczyć, wiele poznać, bo on mija, a my się rozwijamy. Jeden rok to dla Boga jedna sekunda. On postrzega świat inaczej niż my. Dla niego chwila to dla nas bardzo długi okres. Ale właśnie ten okres nam coś pokazuje, coś wnosi do naszego życia.
 Zmieniamy się. Te zmiany są nie dostrzegane od razu. Potrzeba właśnie czasu, by je zobaczyć. Wraz ze zmianą rośniemy, nabieramy charakteru i zaczynamy szukać sensu swojego życia.

Ja mam kilka, ale jeden się wyróżnia. Jest nim moja przyjaźń z Leonem. Znamy się strasznie dużo lat, mamy wiele wspólnych wspomnień i nie zamieniłabym tego na nic innego. Zwyczajnie nie potrafię. To by było ponad moje siły. 
- Dzień dobry - uśmiech od razu wykwitł na mojej twarzy, na widok pani Collado. 

- O! Violetta. Proszę wejdź - zaprosiła mnie gestem do środka, co uczyniłam.
Przeszłam przez kuchnię, by znaleźć się w salonie. Na kanapie siedział przyszywany tata Leona, ale chłopak mówił mu po imieniu. W ręku trzymał dzisiejszą gazetę i zażarcie śledził najnowsze fakty, wypisane na papierze. Na dźwięk kroków podniósł głowę i momentalnie mięśnie jego twarzy złagodniały dając upust delikatnym zmarszczkom w kącikach oczu.
- Skarbie, jak ja Ciebie dawno nie widziałem. Chodź do mnie - poklepał miejsce obok siebie, gdzie po chwili usiadłam. - No to opowiadaj co tam w tym wielkim świecie. 
Zaśmiałam się pod nosem. Jedyne wędrówki pana Adriana po za dom, sprowadzały się do sprawdzenia skrzynki pocztowej.
- Nic niezwykłego - odpowiedziałam i zauważyłam jak pani Novia postawiła dzbanek herbaty i pudełeczko ciasteczek na stoliku od kawy. Nim zdążyłam zaprzeczyć, uprzedziła mnie. 
- Jedź, ty jesteś taka chudzinka. Nie wiem jak ten nasz Leon się o Ciebie troszczy. Swoją drogą budziłam go 20 minut temu, ale chyba nadal ślini się do poduszki - pokręciła głową z dezaprobatą. - A jeśli już mowa o nim, to proszę zaopiekuj się nim podczas tej waszej wycieczki dobrze? Wiesz jaki on jest. Nieogarnięty, leniwy ...

- I nieziemsko przystojny - usłyszałam za sobą, na co gwałtownie podskoczyłam. Odwróciłam błyskawicznie głowę i spostrzegłam twarz przyjaciela naprzeciwko mojej. Ewidentnie skrył się za oparciem kanapy. - Czy nie tego słowa Ci brakowało?
- Ależ oczywiście - głos pani Collado aż ociekał sarkazmem, ale szatyn nic sobie z tego nie robił , tylko porwał garść ciasteczek w rękę i  przewiesił torbę przez ramię, uprzednio znajdującą się na stole. 
- Idziemy podbijać świat - nie czekając na mnie wybiegł z domu. W pośpiechu równie schwytałam kilka bombonierek, pożegnałam się z przyszywanymi rodzicami Leona i pognałam za nim.





Angie 

Teraz już wiem, że postanowienie by zostać nauczycielką w Studio było dobrą decyzją. Już w poniedziałek przeprowadzę pierwszą lekcję. Na samą myśl robi mi się odrobinę słabo. Stres i trema zaczynają dawać o sobie znać.
- Angie? - Violetta zbiegła po schodach i przysiadła się do mnie na kanapie.Prawdopodobie miała przerwę w zajęciach, po o tej porze zwykle nie zastawałam jej w domu.  - Mam pytanie - zagadnęła. -  Ostatnio ciągle, której z nas z nie ma. To wypada jakieś spotkanie, czy po prostu jesteśmy zbyt zajęte, by zamienić ze sobą kilka słów. A gnębi mnie pewna sprawa - spuściła głowę, odrobinę zawstydzona.
- Mów śmiało - podniosłam jej podbródek i uśmiechnęłam się, chcąc dodać jej otuchy. Zauważyłam, że trzyma w ręku jakiś zeszyt. Siostrzenica zauważyła, że mu się przyglądam.
- Tak, chodzi o niego. To pamiętnik moje mamy. Znalazłam go na strychu. Jest podpisany jako trzeci. To znaczy, że jest ich więcej. Wiesz gdzie mogą być?
Pokręciłam głowę po chwili namyślenia.
- Z rzeczami Mari nie miałam styczności od dawna. Zwyczajnie o nich zapomniałam. Może są u nas w starym domu, tam na przedmieściach? Trzeba będzie poszukać. Nie bój się. Pomogę Ci - szatynka delikatnie mnie objęła. Szczerze mówiąc brakowało mi tego. Naszych codziennych pogadanek, wspólnych wygłupów czy zwyczajnych wieczorów, podczas, których okupowałyśmy telewizor z pudełkiem lodów na kolanach. 

Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Wstałam i po chwili moim oczom ukazał się Pablo. 
- Cześć - przywitał mnie uśmiechem. Zaprosiłam go gestem , by wszedł do środka. Zorientowałam się, że Violetta zniknęła. 
- Może chciałbyś się czegoś napić? - spytałam, a gdy kiwnął głową udaliśmy się do kuchni. Nalałam soku do dwóch szklanek. Jedną podałam mężczyźnie. 
- Mam tu dla Ciebie grafik zajęć - oznajmił i wyciągnął z podręcznej torby plik dokumentów. - W poniedziałek są zaliczenia i zależy mi byś ty tam była. Twoja opinia była by nam bardzo przydatna - przejęłam od niego teczkę z zapisanymi kartkami. 
- Nie ma sprawy - przez głowę od razu przewinęło mi się tysiąc czarnych scenariuszy odnośnie tej daty, ale kilka głębszych oddechów zdołało mnie uspokoić. - Tylko jedna sprawa nie pozwala mi zasnąć - wyznałam. Pablo podniósł brew, czekając na moje wyjaśnienia. Po niedawnej relacji Violetty z ostatnich wydarzeń rozegranych w Studio, to przykuło moją uwagę. - Dlaczego sprowadzałeś Federico z tak daleko, by stanął u boku Ludmiły w zadaniu? Z tego co mi wiadomo ma niewiarygodny talent, ale jest krnąbrna i strasznie pyskata. Chłopak zwyczajnie tylko straci przebywając w jej towarzystwie. Podobno już się spotkali i ta sytuacja mocno odbiła się na dziewczynie, więc może przyjazd chłopaka jest tylko zbędnym problemem, który ...
- Federico jest moim bratem - natychmiast zamilkłam, słysząc jego wypowiedź, a on na widok mojej miny, zaśmiał się pod nosem. W tym samym momencie dobiegł mnie huk dobiegający zza drzwi i gdy się odwróciłam zauważyłam Violettę próbującą wstać z ziemi. 
- Nie, nic się nie stało. Nie przeszkadzajcie sobie - wyjaśniła pośpiesznie i zniknęła po 3 sekundach. 
- Ja też będę się zbierał - oświadczył Pablo, gdy ponowie skupiłam na nim swój wzrok. 
Po jego wyjściu jeszcze przez chwilę chłonęłam wszystkie fakty, próbując poukładać w głowie wydarzania rozegrane w ostatnich minutach. Jak zwykle doszłam do tego samego wniosku: 
Życie ciągle nas zaskakuję, a my nie mamy na to żadnego wpływu.



niedziela, 2 marca 2014

Są chwile kiedy mówi się "żegnam", bo istnieję strach, że obietnica "do zobaczenia" nie zostanie spełniona





Nie wiele ludzi zdaję sobie sprawę z tego, że największym wrogiem ludzkości jesteśmy my sami. Uważamy siebie za najlepszych, a tymczasem sami siebie zabijamy. 

Wykonujemy gesty, które powodują, że słońce traci swój blask, a z kwiatów uchodzą barwy.
Wypowiadamy słowa, które tną nasze serca niczym ostry nóż, pozwalając by uchodziły z niego marzenia.
Stopy tracą grunt, uśmiech zapomina po co istnieję, huśtawka napędzana szczęściem traci swą siłę, rzeka staję w miejscu, rysunki wspomnień blakną, zostają tylko strzępki podartych snów. 
Łzy spływają po policzkach, a serce traci nadzieję na to, że kiedykolwiek będzie lepiej. Uchodzi z Ciebie ostatnia iskierka, którą dotąd przytrzymywała Cię przy życiu.
A to wszystko przez ten straszny, ponury świat, który zniszczyli ludzie. Sprawili, że stał się czarno-biały, a nikomu nie przyszło na myśl, by znowu podarować mu kolorów. 
Nie masz osoby, którą by Cię złapała za rękę i przytrzymała byś nie upadł. 
Stałeś się samotny, zagubiony. 
Straciłeś drogę do sensu życia, straciłeś wskazówkę jak go znaleźć. 
Więc po co dalej kontynuować tą nieustanną gonitwę za lepszym jutrem? Najlepiej zwyczajnie się poddać przecież i tak wszystko przegramy.
Tak się złożyło, że wszystko przegraliśmy wraz w chwilą naszego pierwszego złego uczynku, pierwszego grzechu,  który zrobiliśmy świadomie, w pełni sił. 
Rzadko kiedy ktoś zdaje sobie sprawę, że każda wyrządzona przez nas krzywda, prędzej czy później do nas wróci z jeszcze większą siłą. Zadajemy sobie wtedy kluczowe pytanie: Za co? Dlaczego mnie to spotkało?
A powinniśmy się raczej zapytać: Gdzie popełniłem błąd? 
Jednak każdy uważa, że to nie my zawiniliśmy tylko ktoś inny i tylko ponosimy konsekwecję za złe wybory innych. 
Mimo tych wszystkich ciemnych stron, szarych barw i ciągłych łez istnieją,i dobre strony. Tylko najtrudniej jest jest znaleźć.

Dlaczego ludzie myślą stereotypami? Oceniają osobę czy sytuację z góry? Nawet jeśli nigdy nie mieli z nią styczności, wiedzą o niej najwięcej. Nie chcę im się zburzyć tej niewidocznej bariery, która pokaże wnętrze. 

Zazwyczaj patrzymy tylko na środek. Jeśli zobaczymy obraz istnieję dla nas tylko to co się znajduje w centrum. Obrzeża odchodzą w zapomnienie, nawet nie mamy ochoty zaszczycić ich jednym spojrzeniem. 
Jesteśmy ciągłymi pesymistami. Nasze plany i tak prędzej czy później legną w gruzach, zostaną zasypane prochem powstałym z potencjalnych problemów. 
Czemu tego nie zmienimy? Czemu pozwalamy by inny wpływali na nasze czyny, popełniane decyzję bardziej niż my sami? Każdy ma w sobie coś wyjątkowego, coś co wyróżnia go od reszty. U niektórych widać to na zewnątrz, inny muszą to odkryć w swoim wnętrzu. 
Nie ważne gdzie poniesiesz oczy, widzisz swoich braci, zmodyfikowaną kopię ciebie. Pozwoliłbyś by krzywdzono Ci bliskich? 
Cały świat to jedna wielka rodzina. Człowiek, którego mijasz na ulicy, nawet jeśli wydaje Ci się, że nie wiesz o nim nic, jest dla Ciebie bardzo bliski. Powinnyśmy być jednością, a nie odłamkami poszczególnych kategorii.
Czy kiedyś zdobędziemy siłę, by to zmienić? Czy będziemy w stanie ? Tak pokierować naszym przeznaczeniem by wreszcie coś się ruszyło w pozytywnym kierunku? 
Znajdź w sobie siłę, która Ci w tym pomoże. Będzie nią nadzieja.


-------------------------------------------------
Wiem, że jednym opowiadaniem nie zbawię całego świata, wiem, że pewnie nic nie zmienię. Ale ostatnio nie mogę patrzeć na to co wyprawiają ludzie w moim otoczeniu. Musiałam się przed kimś się "wygadać", otworzyć. Może to bezsensowne, ale siedzieć bezczynnie  też nie mogę. 
Mam tylko nadzieję, że mnie zrozumiecie.

Ciao ;*

sobota, 1 marca 2014

Miejsce I



Przydałaby się taka dramatyczna muzyczka  XD  Czas bym wyjawiła kto zajął I miejsce. Czekacie na to od niedzieli i w końcu nadszedł ten upragniony moment. 
Gdy przeczytałam tą pracę wiele łez wypłynęło z moich oczu. To coś niezwykłego. Coś czego słowa zwyczajnie nie opiszą. 
Przedstawiam Wam:




WIKTORIĘ SZCZELINE





Rozstanie jest naszym losem,

Spotkanie - nadzieją.

   Wszyscy mają chwilę, w której chcą zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Uciec i nie wrócić.

Czemu?
   Bo nie doceniamy wielkiego daru, jakim jest życie. A przecież nic nie dzieje się bez żadnego powodu.
Wszystko po to, aby udowodnić, jak ten ktoś jest dla nas ważny.
Jak bardzo go kochamy, potrzebujemy.
Śmierć bliskiej osoby to przeżycie drastyczne, którego nikt nie chce doświadczyć. Wtedy ludzie bardzo często popadają w depresje, nałogi, nie mogą się podnieść.
Tak samo było w przypadku Maxiego...

   Podszedł do butli i napełnił plastikowy kubek wodą. Od kilku tygodni nie robi nic innego. Przemierza samotnie odległość od sali do holu.

Był przy niej cały czas, bez przerwy, by mógł ocierać jej łzy. Miał zamiar spędzić razem z nią, swoją ukochaną, te ostatnie chwile jej życia. Oparł się o bladą ścianę. Już nic się nie da zrobić.

   Leżała na błękitnym łóżku i wspominała chwile, których już nie przeżyje. Jej ciało traciło blask, z dnia na dzień coraz bardziej. Wpatrzona w biały sufit myślała o Maxim, ich pierwszym spotkaniu.

Nie da się ukryć... Czas za szybko ją ściąga..., stanowczo za szybko.

   Wszedł do szpitalnej sali, usiadł obok niej i złapał ją za rękę. Jej powieki stawały się cięższe, a oddech - nierówny.

- Kochanie, potrzebujesz czegoś? - zapytał z troską w głosie. Naty pokręciła przecząco głową i delikatnie się uśmiechnęła. Chciała mu dodać otuchy.
- Maxi... Odchodzę - wyznała z bólem serca.
Chłopak położył się obok swojej dziewczyny.
- Niedługo się spotkamy, nie bój się. Kocham cię mocno - oznajmił.
- Obiecujesz, że będziesz obok mnie?
- Obiecuję - powiedział i mocniej ścisnął jej dłoń.
- Na zawsze razem, nic nas nie rozdzieli - oznajmili równocześnie.
Na te słowa ostatni raz się do niego uśmiechnęła.
Nagle na monitorze pojawiła się prosta linia.
Odeszła szczęśliwa, bo on był przy niej. Był dla niej.
Nachylił się nad swoją kochaną Naty i pocałował jej zimne, niemalże fioletowe wargi, po czym gorzko zapłakał.

 Dziś mija dokładny miesiąc od jej śmierci.

Wszystko się zmieniło... I on, kiedyś szczęśliwy Maxi, się zmienił. Swoje smutki i troski zaczął topić w alkoholu. Butelka stała się jego najlepszym przyjacielem. Od jej pogrzebu nie wychodził nigdzie, bo światło za bardzo go raziło. Przestał spotykać się ze swoimi przyjaciółmi.
Po prostu... Wszystko straciło dla niego sens.

   Teraz siedzi na ziemi i czyta jej pamiętnik:



„Maxi… Najpiękniejsze imię na świecie!
Dzisiaj po raz pierwszy mnie pocałował. Życie nagle nabrało dla mnie sensu.
Wreszcie ktoś będzie mnie kochał i mam nadzieję, że spędzę u jego boku resztę życia.
Kiedy cię zobaczyłam po raz pierwszy... No właśnie - kiedy? Często mam dziwne wrażenie, że znam cię od zawsze. To absurd, zwykła irracjonalna myśl, jakich wiele roi się w moje głowie. Ale... coś w tym jest. Czekałam na ciebie. Kiedy się wreszcie pojawiłeś każda cząstka mojego ciała krzyczała "Nareszcie!"”

Brunet podniósł jeden kącik ust na wspomnienie tamtego dnia. Wziął do ręki zdjęcie, które ich przedstawiało.

Przerzucił kartki czerwonego brulionu na sam jego koniec  i zagłębił się w słowach.



"To już potwierdzone, niestety.
Mam raka.
Nie wiem, co robić. Żyję życiem, cieszę się każdym spojrzeniem na świat.
Za parę miesięcy pożegnam się z życiem, a co gorsza...
Z Maxim."

   Nie wytrzymał i rzucił zeszyt o ścianę.

- Czemu ona, a nie ja?! - krzyknął spoglądając w górę. Jednak nie usłyszał odpowiedzi na pytanie. Jego serce biło, jak u przestraszonego ptaka. Zrezygnowany i wyczerpany zasnął.

Wsłuchiwał się w ciszę. Nagle pomieszczenie rozjaśniło ostre światło. Spojrzał przed siebie i ujrzał...

- Naty? To ty, kochanie?
- Maxi, dlaczego to robisz, dlaczego mnie zasmucasz?
- Dlaczego co robię?
- Alkohol nie załatwi wszystkich twoich problemów. Musisz iść na przód, żyć tak, jak dawniej.
- Nie chcę bez ciebie. Nie chcę i nie mogę.
- Pamiętasz, co mi obiecałeś cztery tygodnie temu? - zapytała, a po jego przytaknięciu kontynuowała dalej. - Wierz i żyj.
- Nie, Naty! Nie zostawiaj mnie! Proszę...

Obudził się zalany łzami i zimnym potem.

Ten sen wyjaśnił mu wszystko.

   Żeby wróciły te dni, kiedy uśmiech był na twarzy…

Żeby spokojnie zasypiał i znowu zaczął marzyć...