niedziela, 23 marca 2014

Capítulo undécimo: Iskra



Leon 
Wydaje się, że zna się kogoś całe życie. Można wymienić wszystkie jego cechy, wady, zalety. Wiesz jak ten ktoś się porusza, jak reaguje na daną sytuację. Co lubi, co szanuje, co go śmieszy, bawi, smuci, doprowadza do łez. 
Wydawało mi się, że znam usta Violetty na wylot. Nauczyłem się ich kształtu gdy śpiewała, mówiła, cmokała mnie w policzek. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że mogą być tak miękkie, ciepłe, w zetknięciu z moimi. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że po jednym pocałunku wymienionym z nią, od razu zapragnę następnego. Uważałem, że znam uczucie jakim ją darzę na pamięć. Mogłem opisać każdy szczegół łączący nas w jakikolwiek sposób, każdy spędzony moment. Jednak w tej chwili okazało się to zbędne. Poznałem Violettę na nowo. Dopiero teraz zorientowałem się jak pięknie pachną jej włosy, jak słodko marszczy nos, gdy się denerwuję, jak uroczo zagryza dolną wargę w stresie. 
Gdy oderwaliśmy się od siebie zobaczyłem jej duże oczy wpatrzone w moje. Tańczyły w nich złote ogniki, które po chwili rozprysnęły się, by na nowo powrócić. Wiedziałem, że Violetta nadal jest tą samą Violettą, tą samą dziewczyną co była 10 sekund temu. Nie zmieniła się. Jej serce nie stanęło na moment, by ponownie ruszyć z nowych uczuciem w środku. Jej mózg nie rozgrywa teraz szaleńczego biegu,który doprowadza, że każda myśl wpada na siebie, niektóre przewracają się , a drugie dojeżdżają do mety. 
- I co? Chyba nie było aż tak źle? - pytanie Andresa, wydało mi się bardzo nietaktowne, ale nie mogłem go za to winić, ponieważ tylko ja wiedziałem jaką walkę toczyłem wewnątrz siebie. 
- W porządku - odpowiedziała szatynka i uśmiechnęła się delikatnie w moim kierunku. Odpowiedziałem jej tym samym. W żaden sposób nie mogę dopuścić do tego, żeby rozniecona iskra, przeobraziła się w pożar. Mogę spłonąć ja, ale nigdy nie pozwolę, by spłonęła Violetta. 



Ludmiła
Zasypiałam ze strachem, budziłam się z nim i trwałam przy nim cały dzień. Postać Ludmiły, którą tworzyłam przez laty ukruszyła się w zadziwiającym tempie. Zamieniłam się w bezradną marionetkę losu i mogę tylko czekać na to co się wydarzy. 
Tata często znikał na wiele dni poza dom, ale nigdy przez kłótnie. Mimo tego, że narzekał na mamę, ciągle ją poprawiał, czy to w stanie trzeźwości czy nie, trzeba mu przyznać, że nigdy nie zdołał się podnieść na nią głosu. 

Gdy patrzę na to jak rodzicielka bezradnie wgapia się w stół, trzymając w rękach kubek kawy, zaczynam się trząść. Nie cierpię bezradność, nie cierpię gdy udowadniam światu, że jestem słaba i bezbronna. 
Miotałam się po pokoju, aż w końcu nie wytrzymałam i zgarnęłam torebkę z biurka, by opuścić dom. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i wtedy do mnie dotarło, że mam masę nieodebranych połączeń od Naty i Diego. Od dwóch dni nie daję znaku życia, więc musieli się niepokoić. Pośpiesznie wystukałam im wiadomość, o tym, że spotkamy się jutro i udałam się w stronę centrum. 
Przez deszcz i wilgoć większość ludzi została w domu. W sumie dobrze. Nie miałam ochoty na to by ktoś mnie oglądał. 
Gdy spojrzałam na plac zabaw, znajdujący się po drugiej stronie ulicy momentalnie posmutniałam jeszcze bardziej. Jak przez mgłę, ujrzałam zarys małej blondynki, która ślizga się na zjeźdzalni, by paść w ramiona ojca i wylądować z nim w piasku. Wydawało mi się nawet, że usłyszałam ich śmiech. Jednak gdy samochód przejechał przez jezdnie wszystko zniknęło. 
Nie pamiętam, ile czasu szwędałam się po mieście i co w tym czasie robiłam. Zorientowałam się, że Federico stoi przed mną, gdy się odezwał:
- Masz ochotę na szalony dzień ? 
Początkowo nie wiedziałam, co odpowiedzieć i jak się zachować. Gdy zobaczyłam siebie w jego oczach, przeraziłam się swoim wyglądem. Miałam potargane włosy oraz roztargniony wzrok. Momentalnie otrzeźwiałam. 
- Co masz na myśli? - byłam z siebie dumna, gdy nie usłyszałam w swoim głosie, ani śladu drżenia. Tylko patrzyłam na niego chłodno i wyczekująco. To znaczy miałam taką nadzieję, gdyż pewnie przypominałam małego psiaka, który błaga, by do niego nie strzelano. 
- Chodź, a się przekonasz - zaproponował. 
Nie miałam pojęcia czemu zdecydowałam się uścisnąć jego wyciągniętą dłoń. 



niedziela, 16 marca 2014

Capítulo décimo: W deszczu można spostrzec więcej niż myślisz



Camila
Próbowałam pozbyć się tego uciążliwego dźwięku, który nagle rozbrzmiał w mojej głowie, aż w końcu strąciłam budzik z szafki i w pokoju zapadła cisza. Spojrzałam na zegar powieszony na ścianie, naprzeciwko mojego łóżka i od razu zapragnęłam skopać Francescę, za pomysł, by budzić mnie w sobotę o 6. Westchnęłam w duchu i z trudem zwlokłam się posłania. 
Nim doszłam do łazienki zadzwonił mój telefon. Z powrotem powłóczyłam nogi do pokoju. 
- Halo? - mruknęłam do słuchawki, za co w odpowiedzi usłyszałam długą przemowę odnośnie zbiórki, która ma się odbyć za pół godziny pod domem Włoszki. Wreszcie informując Fran, że wszystko wiem i na pewno dotrę na miejsce, rozłączyłam się. 
Nigdy nie sądziłam, że w Buenos Aires może być tak zimno. Nim dotarłam na wyznaczone miejsce zdążyłam zmarznąć na kość, mimo dużej ilości odzieży jaką nosiłam na sobie. 
W samochodzie szperał Luca,pakując nasze bagaże do środka.Miał nas zawieść na miejsce i wrócić. Brakowało jedynie Leona i Violetty. 
Andres stanął koło mnie i zapiął mi guzik przy kołnierzyku kurtki. Podziękowałam mu uśmiechem.  Mimo wcześniejszego entuzjazmu Włoszka milczała. Zorientowałam się, że co chwila rzuca ukradkowe spojrzenie na Marco i zaciska na jego widok powieki. 
- Ej co jest? - spytałam szeptem, nie chcąc budzić podejrzeń innych. 
- Pokłóciliśmy się - wyjaśniła brunetka i na tym temat się skończył. 
Gdy odwróciłam się w kierunku parku, zauważyłam idących w naszym kierunku Leona i Violettę. Właściwie trudno było nazwać to chodzeniem, bo spostrzegłam, że przyjaciele tańcząc na środku chodnika, śmiejąc się przy tym w niebo głosy. Chyba była to cza-cza. 
Po kilku chwilach stanęli przed nami. 
- Hej Wam - powiedzieli na równi, na co znowu ich śmiech zabrzmiał w powietrzu. 
- Widzę, że humory dopisują - ich energia zaczęła na mnie działać i też mimowolnie się uśmiechnęłam . 
- Tak - Violetta spakowała dwie małe torby podróżne do samochodu. Wreszcie wszyscy zapakowali się do pojazdu i ruszyliśmy. 


Maxi 
Wystawiłem rękę przez okno, a chłodne powietrze zaczęło muskać moją skórę. Przyjemny zapach dotarł do moich nozdrzy. 
Siedziałem na siedzeniu obok Andresa i Brodueya. Za mną usadowili się Leon, Violetta i Marco, a z przodu, obok Luci dyrygowała z nad mapy Francesca, w towarzystwie Camili. 
Skupiłem swój wzrok na widoku zza oknem. Budynki mieszkalne powoli zamieniały się w pola i lasy. Nie wiem czemu, ale to przypominało mi Naty. Pewnie jeszcze śpi. 
Postrzegałem tą drobną osóbkę jakoś coś nieosiągalnego, po za zasięgiem mojej ręki, gwiazdkę poza kręgi mojego nieba. Marzyłem by choć raz zaświęciła ona dla mnie. By jej blask był skierowanym w moją stronę. Tylko w moją. 
Jej świat jest inny od mojego. Całkiem odmienny. Jednak głęboko wierzyłem, że te różnice są w stanie nas połączyć. Będę w stanie sprawić, że się dzięki temu zrośniemy. Tylko jest jedna przeszkoda. Nie mam pojęcia czy dziewczyna coś do mnie czuję. Nie znam jej uczuć, mogę się tylko domyślać jak na mnie reaguje.
Wiem, że nie wykonam pierwszego kroku. Pewnie po zadaniu, dziewczyna o mnie zapomni i będzie jedynie mnie mijać na korytarzu, bez żadnego wypowiedzianego słowa. 
I znowu zacznie się to błędne koło. Ona nie będzie zwracała na mnie uwagi, a ja będę udawał, że jest w porządku. Tylko kiedyś z pewnością w końcu pęknę, a nie mam pojęcia jakie to przyniesie konsekwencje. 
- Maxi. Obudź się, już jesteśmy - ocucił mnie głos Camili. Zorientowałem się, że samochód stanął przed dużym drewnianym domkiem . Z dwóch stron otaczał go gęsty, świerkowy las. Po prawej widniało jezioro.
Wyskoczyłem z pojazdu, a moim śladem poszli wszyscy inni. 
- Mówiłam, że tu jest piękne! - pisnęła wesoło Fran i zakręciła się w kółko, by więcej dostrzec. 
- Zaklepuję pokój na górze - wykrzyknął Leon i usłyszałem po chwili, jak wbiega rozemocjowany po schodach. 
Miałem dziwnie przeczucie, że ten wekennd coś zmieni w moim życiu. Nawet nie podejrzewałem co to może być. 



 Federico 

Patrzyłem jak krople deszczu odbijają się od szyby, a wiatr targa drzewami za oknem. Dziś wyjątkowo Buenos Aires nawiedziła wichura, co nie przypadło mi do gustu, bo nie miałem zamiaru całego dnia spędzić w domu. Nie byłem typem, który potrafi godzinami leżeć na łóżku i wgapiać się w ścianę. Nie leży to w mojej naturze i nigdy nie będzie. Więc gdy tylko nadarzyła się okazja wymknąłem się na dwór. Po drodze minąłem puste posłania swojego psa i mina mi zrzedła. Nadal go nie znalazłem, a przez mijające kolejne dni nadzieja opuszcza mnie coraz bardziej, że go jeszcze kiedyś spotkam. Choć to tylko zwierzak, był bardzo bliski mojemu sercu i czasem tylko z nim umiałem normalnie funkcjonować. 
Po drodze, do niewiadomego celu skakałem między kałużami na chodniku. W pewnej chwili, gdy podniosłem wzrok spostrzegłem wysoką blondynkę, idącą w moim kierunku. Miała zamglone oczy, co zauważyłem nawet z takiej odległości. Nie zwracała uwagi na otaczający ją świat, co mnie bardzo zdziwiło. Mimo, że znałem ją krotko, zdążyłem przyzwyczaić się do jej zachowań. Te jednak znaczniej odbiegało od charakteru dziewczyny. 
Nie wiele myśląc, przyspieszyłem kroku i zagrodziłem jej drogę. Nie miała dziś obcasów i patrzyłem na nią z góry, przez co wydawała się strasznie mała i bezbronna. Naszła mnie chęć by ją objąć, by w moich ramionach nie zaznała nieszczęścia jakie niesie świat. Usłyszałem jednak mój pewny głos:
- Masz ochotę na szalony dzień ? 
W odpowiedzi dostałem jej zdziwione spojrzenie. 



niedziela, 9 marca 2014

Capítulo noveno: Walka z samym sobą




Dla Martyny Blanco <333
Mam nadzieje, że w końcu skończymy tą historyjkę ^^

Violetta 

Mówi się, że czas wszystko naprawia, ulepsza. Ale nie zdajemy sobie sprawy, że on nas zabija. Przez niego się starzejemy, pojawiają nam się zmarszczki. 
Czas jest zgubnym określeniem, bo ma wiele stron medalu. Są te dobre i też złe. Ja widzę jedną. 

Dzięki niemu możemy wiele się nauczyć, wiele poznać, bo on mija, a my się rozwijamy. Jeden rok to dla Boga jedna sekunda. On postrzega świat inaczej niż my. Dla niego chwila to dla nas bardzo długi okres. Ale właśnie ten okres nam coś pokazuje, coś wnosi do naszego życia.
 Zmieniamy się. Te zmiany są nie dostrzegane od razu. Potrzeba właśnie czasu, by je zobaczyć. Wraz ze zmianą rośniemy, nabieramy charakteru i zaczynamy szukać sensu swojego życia.

Ja mam kilka, ale jeden się wyróżnia. Jest nim moja przyjaźń z Leonem. Znamy się strasznie dużo lat, mamy wiele wspólnych wspomnień i nie zamieniłabym tego na nic innego. Zwyczajnie nie potrafię. To by było ponad moje siły. 
- Dzień dobry - uśmiech od razu wykwitł na mojej twarzy, na widok pani Collado. 

- O! Violetta. Proszę wejdź - zaprosiła mnie gestem do środka, co uczyniłam.
Przeszłam przez kuchnię, by znaleźć się w salonie. Na kanapie siedział przyszywany tata Leona, ale chłopak mówił mu po imieniu. W ręku trzymał dzisiejszą gazetę i zażarcie śledził najnowsze fakty, wypisane na papierze. Na dźwięk kroków podniósł głowę i momentalnie mięśnie jego twarzy złagodniały dając upust delikatnym zmarszczkom w kącikach oczu.
- Skarbie, jak ja Ciebie dawno nie widziałem. Chodź do mnie - poklepał miejsce obok siebie, gdzie po chwili usiadłam. - No to opowiadaj co tam w tym wielkim świecie. 
Zaśmiałam się pod nosem. Jedyne wędrówki pana Adriana po za dom, sprowadzały się do sprawdzenia skrzynki pocztowej.
- Nic niezwykłego - odpowiedziałam i zauważyłam jak pani Novia postawiła dzbanek herbaty i pudełeczko ciasteczek na stoliku od kawy. Nim zdążyłam zaprzeczyć, uprzedziła mnie. 
- Jedź, ty jesteś taka chudzinka. Nie wiem jak ten nasz Leon się o Ciebie troszczy. Swoją drogą budziłam go 20 minut temu, ale chyba nadal ślini się do poduszki - pokręciła głową z dezaprobatą. - A jeśli już mowa o nim, to proszę zaopiekuj się nim podczas tej waszej wycieczki dobrze? Wiesz jaki on jest. Nieogarnięty, leniwy ...

- I nieziemsko przystojny - usłyszałam za sobą, na co gwałtownie podskoczyłam. Odwróciłam błyskawicznie głowę i spostrzegłam twarz przyjaciela naprzeciwko mojej. Ewidentnie skrył się za oparciem kanapy. - Czy nie tego słowa Ci brakowało?
- Ależ oczywiście - głos pani Collado aż ociekał sarkazmem, ale szatyn nic sobie z tego nie robił , tylko porwał garść ciasteczek w rękę i  przewiesił torbę przez ramię, uprzednio znajdującą się na stole. 
- Idziemy podbijać świat - nie czekając na mnie wybiegł z domu. W pośpiechu równie schwytałam kilka bombonierek, pożegnałam się z przyszywanymi rodzicami Leona i pognałam za nim.





Angie 

Teraz już wiem, że postanowienie by zostać nauczycielką w Studio było dobrą decyzją. Już w poniedziałek przeprowadzę pierwszą lekcję. Na samą myśl robi mi się odrobinę słabo. Stres i trema zaczynają dawać o sobie znać.
- Angie? - Violetta zbiegła po schodach i przysiadła się do mnie na kanapie.Prawdopodobie miała przerwę w zajęciach, po o tej porze zwykle nie zastawałam jej w domu.  - Mam pytanie - zagadnęła. -  Ostatnio ciągle, której z nas z nie ma. To wypada jakieś spotkanie, czy po prostu jesteśmy zbyt zajęte, by zamienić ze sobą kilka słów. A gnębi mnie pewna sprawa - spuściła głowę, odrobinę zawstydzona.
- Mów śmiało - podniosłam jej podbródek i uśmiechnęłam się, chcąc dodać jej otuchy. Zauważyłam, że trzyma w ręku jakiś zeszyt. Siostrzenica zauważyła, że mu się przyglądam.
- Tak, chodzi o niego. To pamiętnik moje mamy. Znalazłam go na strychu. Jest podpisany jako trzeci. To znaczy, że jest ich więcej. Wiesz gdzie mogą być?
Pokręciłam głowę po chwili namyślenia.
- Z rzeczami Mari nie miałam styczności od dawna. Zwyczajnie o nich zapomniałam. Może są u nas w starym domu, tam na przedmieściach? Trzeba będzie poszukać. Nie bój się. Pomogę Ci - szatynka delikatnie mnie objęła. Szczerze mówiąc brakowało mi tego. Naszych codziennych pogadanek, wspólnych wygłupów czy zwyczajnych wieczorów, podczas, których okupowałyśmy telewizor z pudełkiem lodów na kolanach. 

Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Wstałam i po chwili moim oczom ukazał się Pablo. 
- Cześć - przywitał mnie uśmiechem. Zaprosiłam go gestem , by wszedł do środka. Zorientowałam się, że Violetta zniknęła. 
- Może chciałbyś się czegoś napić? - spytałam, a gdy kiwnął głową udaliśmy się do kuchni. Nalałam soku do dwóch szklanek. Jedną podałam mężczyźnie. 
- Mam tu dla Ciebie grafik zajęć - oznajmił i wyciągnął z podręcznej torby plik dokumentów. - W poniedziałek są zaliczenia i zależy mi byś ty tam była. Twoja opinia była by nam bardzo przydatna - przejęłam od niego teczkę z zapisanymi kartkami. 
- Nie ma sprawy - przez głowę od razu przewinęło mi się tysiąc czarnych scenariuszy odnośnie tej daty, ale kilka głębszych oddechów zdołało mnie uspokoić. - Tylko jedna sprawa nie pozwala mi zasnąć - wyznałam. Pablo podniósł brew, czekając na moje wyjaśnienia. Po niedawnej relacji Violetty z ostatnich wydarzeń rozegranych w Studio, to przykuło moją uwagę. - Dlaczego sprowadzałeś Federico z tak daleko, by stanął u boku Ludmiły w zadaniu? Z tego co mi wiadomo ma niewiarygodny talent, ale jest krnąbrna i strasznie pyskata. Chłopak zwyczajnie tylko straci przebywając w jej towarzystwie. Podobno już się spotkali i ta sytuacja mocno odbiła się na dziewczynie, więc może przyjazd chłopaka jest tylko zbędnym problemem, który ...
- Federico jest moim bratem - natychmiast zamilkłam, słysząc jego wypowiedź, a on na widok mojej miny, zaśmiał się pod nosem. W tym samym momencie dobiegł mnie huk dobiegający zza drzwi i gdy się odwróciłam zauważyłam Violettę próbującą wstać z ziemi. 
- Nie, nic się nie stało. Nie przeszkadzajcie sobie - wyjaśniła pośpiesznie i zniknęła po 3 sekundach. 
- Ja też będę się zbierał - oświadczył Pablo, gdy ponowie skupiłam na nim swój wzrok. 
Po jego wyjściu jeszcze przez chwilę chłonęłam wszystkie fakty, próbując poukładać w głowie wydarzania rozegrane w ostatnich minutach. Jak zwykle doszłam do tego samego wniosku: 
Życie ciągle nas zaskakuję, a my nie mamy na to żadnego wpływu.



niedziela, 2 marca 2014

Są chwile kiedy mówi się "żegnam", bo istnieję strach, że obietnica "do zobaczenia" nie zostanie spełniona





Nie wiele ludzi zdaję sobie sprawę z tego, że największym wrogiem ludzkości jesteśmy my sami. Uważamy siebie za najlepszych, a tymczasem sami siebie zabijamy. 

Wykonujemy gesty, które powodują, że słońce traci swój blask, a z kwiatów uchodzą barwy.
Wypowiadamy słowa, które tną nasze serca niczym ostry nóż, pozwalając by uchodziły z niego marzenia.
Stopy tracą grunt, uśmiech zapomina po co istnieję, huśtawka napędzana szczęściem traci swą siłę, rzeka staję w miejscu, rysunki wspomnień blakną, zostają tylko strzępki podartych snów. 
Łzy spływają po policzkach, a serce traci nadzieję na to, że kiedykolwiek będzie lepiej. Uchodzi z Ciebie ostatnia iskierka, którą dotąd przytrzymywała Cię przy życiu.
A to wszystko przez ten straszny, ponury świat, który zniszczyli ludzie. Sprawili, że stał się czarno-biały, a nikomu nie przyszło na myśl, by znowu podarować mu kolorów. 
Nie masz osoby, którą by Cię złapała za rękę i przytrzymała byś nie upadł. 
Stałeś się samotny, zagubiony. 
Straciłeś drogę do sensu życia, straciłeś wskazówkę jak go znaleźć. 
Więc po co dalej kontynuować tą nieustanną gonitwę za lepszym jutrem? Najlepiej zwyczajnie się poddać przecież i tak wszystko przegramy.
Tak się złożyło, że wszystko przegraliśmy wraz w chwilą naszego pierwszego złego uczynku, pierwszego grzechu,  który zrobiliśmy świadomie, w pełni sił. 
Rzadko kiedy ktoś zdaje sobie sprawę, że każda wyrządzona przez nas krzywda, prędzej czy później do nas wróci z jeszcze większą siłą. Zadajemy sobie wtedy kluczowe pytanie: Za co? Dlaczego mnie to spotkało?
A powinniśmy się raczej zapytać: Gdzie popełniłem błąd? 
Jednak każdy uważa, że to nie my zawiniliśmy tylko ktoś inny i tylko ponosimy konsekwecję za złe wybory innych. 
Mimo tych wszystkich ciemnych stron, szarych barw i ciągłych łez istnieją,i dobre strony. Tylko najtrudniej jest jest znaleźć.

Dlaczego ludzie myślą stereotypami? Oceniają osobę czy sytuację z góry? Nawet jeśli nigdy nie mieli z nią styczności, wiedzą o niej najwięcej. Nie chcę im się zburzyć tej niewidocznej bariery, która pokaże wnętrze. 

Zazwyczaj patrzymy tylko na środek. Jeśli zobaczymy obraz istnieję dla nas tylko to co się znajduje w centrum. Obrzeża odchodzą w zapomnienie, nawet nie mamy ochoty zaszczycić ich jednym spojrzeniem. 
Jesteśmy ciągłymi pesymistami. Nasze plany i tak prędzej czy później legną w gruzach, zostaną zasypane prochem powstałym z potencjalnych problemów. 
Czemu tego nie zmienimy? Czemu pozwalamy by inny wpływali na nasze czyny, popełniane decyzję bardziej niż my sami? Każdy ma w sobie coś wyjątkowego, coś co wyróżnia go od reszty. U niektórych widać to na zewnątrz, inny muszą to odkryć w swoim wnętrzu. 
Nie ważne gdzie poniesiesz oczy, widzisz swoich braci, zmodyfikowaną kopię ciebie. Pozwoliłbyś by krzywdzono Ci bliskich? 
Cały świat to jedna wielka rodzina. Człowiek, którego mijasz na ulicy, nawet jeśli wydaje Ci się, że nie wiesz o nim nic, jest dla Ciebie bardzo bliski. Powinnyśmy być jednością, a nie odłamkami poszczególnych kategorii.
Czy kiedyś zdobędziemy siłę, by to zmienić? Czy będziemy w stanie ? Tak pokierować naszym przeznaczeniem by wreszcie coś się ruszyło w pozytywnym kierunku? 
Znajdź w sobie siłę, która Ci w tym pomoże. Będzie nią nadzieja.


-------------------------------------------------
Wiem, że jednym opowiadaniem nie zbawię całego świata, wiem, że pewnie nic nie zmienię. Ale ostatnio nie mogę patrzeć na to co wyprawiają ludzie w moim otoczeniu. Musiałam się przed kimś się "wygadać", otworzyć. Może to bezsensowne, ale siedzieć bezczynnie  też nie mogę. 
Mam tylko nadzieję, że mnie zrozumiecie.

Ciao ;*

sobota, 1 marca 2014

Miejsce I



Przydałaby się taka dramatyczna muzyczka  XD  Czas bym wyjawiła kto zajął I miejsce. Czekacie na to od niedzieli i w końcu nadszedł ten upragniony moment. 
Gdy przeczytałam tą pracę wiele łez wypłynęło z moich oczu. To coś niezwykłego. Coś czego słowa zwyczajnie nie opiszą. 
Przedstawiam Wam:




WIKTORIĘ SZCZELINE





Rozstanie jest naszym losem,

Spotkanie - nadzieją.

   Wszyscy mają chwilę, w której chcą zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Uciec i nie wrócić.

Czemu?
   Bo nie doceniamy wielkiego daru, jakim jest życie. A przecież nic nie dzieje się bez żadnego powodu.
Wszystko po to, aby udowodnić, jak ten ktoś jest dla nas ważny.
Jak bardzo go kochamy, potrzebujemy.
Śmierć bliskiej osoby to przeżycie drastyczne, którego nikt nie chce doświadczyć. Wtedy ludzie bardzo często popadają w depresje, nałogi, nie mogą się podnieść.
Tak samo było w przypadku Maxiego...

   Podszedł do butli i napełnił plastikowy kubek wodą. Od kilku tygodni nie robi nic innego. Przemierza samotnie odległość od sali do holu.

Był przy niej cały czas, bez przerwy, by mógł ocierać jej łzy. Miał zamiar spędzić razem z nią, swoją ukochaną, te ostatnie chwile jej życia. Oparł się o bladą ścianę. Już nic się nie da zrobić.

   Leżała na błękitnym łóżku i wspominała chwile, których już nie przeżyje. Jej ciało traciło blask, z dnia na dzień coraz bardziej. Wpatrzona w biały sufit myślała o Maxim, ich pierwszym spotkaniu.

Nie da się ukryć... Czas za szybko ją ściąga..., stanowczo za szybko.

   Wszedł do szpitalnej sali, usiadł obok niej i złapał ją za rękę. Jej powieki stawały się cięższe, a oddech - nierówny.

- Kochanie, potrzebujesz czegoś? - zapytał z troską w głosie. Naty pokręciła przecząco głową i delikatnie się uśmiechnęła. Chciała mu dodać otuchy.
- Maxi... Odchodzę - wyznała z bólem serca.
Chłopak położył się obok swojej dziewczyny.
- Niedługo się spotkamy, nie bój się. Kocham cię mocno - oznajmił.
- Obiecujesz, że będziesz obok mnie?
- Obiecuję - powiedział i mocniej ścisnął jej dłoń.
- Na zawsze razem, nic nas nie rozdzieli - oznajmili równocześnie.
Na te słowa ostatni raz się do niego uśmiechnęła.
Nagle na monitorze pojawiła się prosta linia.
Odeszła szczęśliwa, bo on był przy niej. Był dla niej.
Nachylił się nad swoją kochaną Naty i pocałował jej zimne, niemalże fioletowe wargi, po czym gorzko zapłakał.

 Dziś mija dokładny miesiąc od jej śmierci.

Wszystko się zmieniło... I on, kiedyś szczęśliwy Maxi, się zmienił. Swoje smutki i troski zaczął topić w alkoholu. Butelka stała się jego najlepszym przyjacielem. Od jej pogrzebu nie wychodził nigdzie, bo światło za bardzo go raziło. Przestał spotykać się ze swoimi przyjaciółmi.
Po prostu... Wszystko straciło dla niego sens.

   Teraz siedzi na ziemi i czyta jej pamiętnik:



„Maxi… Najpiękniejsze imię na świecie!
Dzisiaj po raz pierwszy mnie pocałował. Życie nagle nabrało dla mnie sensu.
Wreszcie ktoś będzie mnie kochał i mam nadzieję, że spędzę u jego boku resztę życia.
Kiedy cię zobaczyłam po raz pierwszy... No właśnie - kiedy? Często mam dziwne wrażenie, że znam cię od zawsze. To absurd, zwykła irracjonalna myśl, jakich wiele roi się w moje głowie. Ale... coś w tym jest. Czekałam na ciebie. Kiedy się wreszcie pojawiłeś każda cząstka mojego ciała krzyczała "Nareszcie!"”

Brunet podniósł jeden kącik ust na wspomnienie tamtego dnia. Wziął do ręki zdjęcie, które ich przedstawiało.

Przerzucił kartki czerwonego brulionu na sam jego koniec  i zagłębił się w słowach.



"To już potwierdzone, niestety.
Mam raka.
Nie wiem, co robić. Żyję życiem, cieszę się każdym spojrzeniem na świat.
Za parę miesięcy pożegnam się z życiem, a co gorsza...
Z Maxim."

   Nie wytrzymał i rzucił zeszyt o ścianę.

- Czemu ona, a nie ja?! - krzyknął spoglądając w górę. Jednak nie usłyszał odpowiedzi na pytanie. Jego serce biło, jak u przestraszonego ptaka. Zrezygnowany i wyczerpany zasnął.

Wsłuchiwał się w ciszę. Nagle pomieszczenie rozjaśniło ostre światło. Spojrzał przed siebie i ujrzał...

- Naty? To ty, kochanie?
- Maxi, dlaczego to robisz, dlaczego mnie zasmucasz?
- Dlaczego co robię?
- Alkohol nie załatwi wszystkich twoich problemów. Musisz iść na przód, żyć tak, jak dawniej.
- Nie chcę bez ciebie. Nie chcę i nie mogę.
- Pamiętasz, co mi obiecałeś cztery tygodnie temu? - zapytała, a po jego przytaknięciu kontynuowała dalej. - Wierz i żyj.
- Nie, Naty! Nie zostawiaj mnie! Proszę...

Obudził się zalany łzami i zimnym potem.

Ten sen wyjaśnił mu wszystko.

   Żeby wróciły te dni, kiedy uśmiech był na twarzy…

Żeby spokojnie zasypiał i znowu zaczął marzyć...