sobota, 26 kwietnia 2014
Capítulo decimocuarto: Skrzydła przyjaźni
Ludmiła
- Diego, nie będę powtarzała tego po raz dziesiąty. Nic mi nie jest , czuję się dobrze i nie mam zamiaru wysłuchiwać Waszych nieustannych pytań i pretensji! - zdenerwowana krzyknęłam do przyjaciela, pozwalając by echo mojego głosu rozniosło się parku. Przechodnie spoglądali na mnie zaskoczeni i szybko odchodzili w inną stronę.
Nim tylko zdołałam wyjść z domu, spotkałam Diego, który od razu zaczął swoje przesłuchanie, co po kilku minutach doprowadziło mnie do szaleństwa. Wiedziałam, że nie powinnam była mu to mieć za złe, bo razem z Naty naprawdę się o mnie martwili, ale nie umiałam siedzieć cicho, podczas gdy oni zasypywali mnie kaskadą tych samych pytań.
- Rozumiem, że się martwisz, ale wszystko jest w najlepszym porządku - powtórzyłam cicho, spoglądając mu prosto w oczy. Chciałam, żeby tak było, ale niestety musiałam oddać tą myśl do szuflady marzeń. Tata wrócił wczoraj do domu całkiem struty i od razu udał się do garażu, gdzie padł na ziemie i zwyczajnie zasnął. Bałam się zostawiać dziś rano mamę z nim sam na sam i oczekiwałam, że dopiero się obudzi gdy wrócę ze Studia. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, co by się mogło stać, gdyby było inaczej.
- Ok - przypomniałam sobie o obecności Diego, dopiero wtedy gdy się odezwał. - Skoro tak mówisz to pewnie tak musi być - próbował się uśmiechnąć, ale słabo mu to wyszło. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak zdołowanego. Chciałam już go przeprosić za swoje zachowanie, ale mnie wyprzedził. - Powinniśmy chyba parę spraw przedyskutować. Co z Violettą?
Przez to całe zamieszanie z tatą, Federico i zadaniem, kompletnie zapomniałam o szatynce. Zamrugałam oczami, próbując przypomnieć sobie szczegóły naszego planu.
- Rób to co wcześniej, staraj się do niej zbliżyć za wszelką cenę - powiedziałam, ruszając w dalszą drogę.
- Myślałem, że już sobie odpuściłaś - Diego dogonił mnie po kilku krokach.
- Nie, tylko chwilowo nie miałam na to czasu. Nadal nie zapomniałam, że ta dziewczyna mnie znieważyła na oczach uczniów Studia - spojrzałam na niego z ukosa i dostrzegłam smutek na jego twarzy. - Diego co jest?
- Nie, nic, tylko chciałem to uzgodnić - znów przybrał swoją dawną obojętną minę. - Muszę lecieć, bo spóźnię się na zajęcia. Cześć - pożegnał mnie uśmiechem i poszedł w stronę szkoły. Odwróciłam się, chcąc pójść w jego ślady, ale zatrzymałam się w pół kroku. W odległości jakiś 10 metrów stał Federico, oparty o pień drzewa i bacznie się mi przyglądał. Jak najszybciej opuściłam to miejsce, nie chcąc się z nim spotkać. Gdy tylko znalazłam się poza parkiem, zatrzymałam się i ukryłam twarz w dłoniach.
- Ludmiła co ty wyprawiasz? - mruknęłam pod nosem i uderzył we mnie fakt, że nie umiałam odpowiedzieć na zadane sobie pytanie.
Naty
- A ta? - porwałam w rękę sukienkę z łóżka, tym razem białą z beżowym paskiem z tali.
- Ta jest chyba najlepsza - odparła Lena, siedząc na podłodze i opierając się plecami o biurko.
Nie wiem dlaczego aż tak się stresowałam tą randką. Przecież to miało być tylko zwykłe spotkanie w parku, nic więcej. Mimo tego nadal nie mogłam zapomnieć o wczorajszej chwili, kiedy to Maxi po mojej kłótni z Ludmiłą, podszedł do mnie, stanął obok na ławce i wykrzyczał na cały głos pytanie czy się z nim nie umówię. W tamtej chwili kompletnie mnie to zmroziło i najchętniej od razy bym zapadła się pod ziemie, bo moje policzki zmieniły swój kolor na wściekle czerwony. Jednak po jakimś czasie, kiedy odzyskałam zdolność mówienia, zdołałam wydukać krótkie "tak" .
Od tamtej pory nie potrafiłam przestać się tym zadręczać i wymyślać tysiące najgorszych scenariuszy, co mogłoby pójść nie tak. Przede wszystkim miałam wyrzuty sumienia, gdyż umiałam zająć się czymś innym po tym co stało się z Ludmiłą. Powinnam teraz siedzieć obok niej i wypytywać o wszystko, za to przez ostatnie dwie godziny wyrzucałam zawartość szafy, szukając się na wieczorną randkę. Spuściłam głowę i zamknęłam oczy, gdyż pociąg wstydu z rozpędu wjechał na mnie i przygwoździł do ziemi. Co ze mnie za przyjaciółka?
- Ej Naty skąd nagle ten ponury wzrok? - moja młodsza siostra wstała z podłogi, podeszła do mnie i podniosła mój podbródek. - Nadal myślisz o Ludmile? - delikatnie skinęłam głową na co przygarnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. - Nie martw się wszystko się ułoży. Nie po to tyle razem przyszłyście, nie po to tyle razem się nacierpiałyście, by teraz to wszystko legło w gruzach. Przyjaźnicie się od lat, od dziecka. Daj jej trochę czasu, widocznie nie jest jeszcze gotowa Ci czegoś wyznać, bo sama nie umie do końca tego zrozumieć.
W skupieniu słuchałam słów Leny. Od zawsze zastanawiałam się skąd tak młoda dziewczyna czerpie taką wiedzę. W niektórych sytuacjach potrafiła znaleźć lepsze rozwiązanie ode mnie. Zawsze była rozsądniejsza, umiała odszukać światło mimo, że wszędzie panowała ciemność. Jest dla mnie ostatnim promykiem nadziei, legendą na mapie, drogowskazem na drodze. To właśnie ona uczyła mnie życia.
- A teraz dosyć smutków, bo oto zostały nam tylko trzy godziny do randki, a ty nadal nie ubrana, nie umalowana, ani nie uczesana - Lena odsunęła mnie od siebie i przytrzymała na wyciągniecie ramion. - Mimo, że i tak jesteś śliczna, dla Maxiego musisz być jeszcze ładniejsza. Do roboty! - blondynka radośnie zawołała i wybiegła z pokoju, za pewne po kosmetyczkę. Potrząsnęłam głowę z uśmiechem na twarzy. Nadal nie pojmowałam czym sobie na nią zasłużyłam.
piątek, 18 kwietnia 2014
Capítulo decimotercero: Strach
Dla wszystkich, którzy pomogli mi zdobyć te 100 tysięcy wyświetleń. Dziękuję ♥
Diego
Czułem się tak jakbym przegapił coś ważnego. Każdy był poddenerowany albo rozchichotany, a ja nie miałem pojęcia czym było to spowodowane. Zaliczenie ani trochę mnie nie stresowało, bo mieliśmy z Violettą wszystko opanowane do perfekcji. Wystarczyło tylko wejść na scenę i dać z siebie całych siebie.
Podczas tych wszystkich prób, dotarło do mnie, że mimo iż bardzo bym tego chciał nie zdołam zranić Violetty. Nie umiem na nią patrzeć pod kątem osoby, którą muszę skrzywdzić, nie mogę.
Wędrowałem wzrokiem po sali od twarzy do twarzy. Na każdej namalowany był inny rodzaj emocji i uczuć. Od przerażenia do pełnego entuzjazmu. Pokręciłem głową, nie mogąc nic zrozumieć.
Popatrzyłem w stronę wejścia, bo akurat do sali wpadła zadyszana Naty. Chyba nikt nie zwrócił na to uwagi oprócz mnie, tak byli pochłonięci własnymi myślami. Hiszpanka zatoczyła się ze zmęczenia, ale zdołała odzyskać równowagę. Gdy stała już na równych nogach spostrzegła mnie i ruszyła w moją stronę.
- Widziałeś Ludmiłę? - spytała bez słowa przywitania, przysiadając się do mnie na scenę. Odpowiedź spadła na nas już po sekundzie, bo oto blondynka stanęła w drzwiach. Wyglądała jak zwykle. Nic nie wskazywało na to, że coś mogło się stać. Omiotła zebranych wzrokiem i zatrzymała się na naszej dwójce. W jej oczach dostrzegłem coś czego nie mogłem rozszyfrować.
W tej chwili dotarło do mnie, że nie znam Ludmiły. Nie tak jakbym chciał. Wiem czego lubi słuchać, jaka jest jej ulubiona potrawa, ale nie znałem jej serca. Nie odkryłem co siedzi w jej wnętrzu. Co takiego spowodowało, że jest taka, a nie inna? Czemu akurat nas postanowiła "tolerować"? Podczas tych wszystkich prób, dotarło do mnie, że mimo iż bardzo bym tego chciał nie zdołam zranić Violetty. Nie umiem na nią patrzeć pod kątem osoby, którą muszę skrzywdzić, nie mogę.
Wędrowałem wzrokiem po sali od twarzy do twarzy. Na każdej namalowany był inny rodzaj emocji i uczuć. Od przerażenia do pełnego entuzjazmu. Pokręciłem głową, nie mogąc nic zrozumieć.
Popatrzyłem w stronę wejścia, bo akurat do sali wpadła zadyszana Naty. Chyba nikt nie zwrócił na to uwagi oprócz mnie, tak byli pochłonięci własnymi myślami. Hiszpanka zatoczyła się ze zmęczenia, ale zdołała odzyskać równowagę. Gdy stała już na równych nogach spostrzegła mnie i ruszyła w moją stronę.
- Widziałeś Ludmiłę? - spytała bez słowa przywitania, przysiadając się do mnie na scenę. Odpowiedź spadła na nas już po sekundzie, bo oto blondynka stanęła w drzwiach. Wyglądała jak zwykle. Nic nie wskazywało na to, że coś mogło się stać. Omiotła zebranych wzrokiem i zatrzymała się na naszej dwójce. W jej oczach dostrzegłem coś czego nie mogłem rozszyfrować.
Możliwe, że od zawsze była tylko osobą, którą mijamy na ulicy. Widzimy wtedy tylko jej wygląd zewnętrzny. Nie spostrzeżmy co ma w środku, jakie uczucia tam gnieździ. Ominiemy ją i zapomnimy. Pozwolimy aby tylko na kilka sekund pojawiła się w naszej głowie, a później zamykamy drzwi i ona znika bez powrotnie.
Czy kiedykolwiek mogłem mówić o Ludmile jako o przyjaciółce? Czy tak na prawdę to miano było słusznie nadane? Znamy się od dzieciństwa, od pieluchy, ale czy to coś zmienia? Nigdy mi się nie zwierzała gdy coś ją gnębiło, smuciło.
Czemu nigdy nie starałem się jej głębiej poznać? Czemu nigdy nie postarałem uzyskać odpowiedzi na dręczące mnie pytania odnośnie blondynki? Czy teraz nie jest już za późno?
- Uwaga, moi drodzy! - głos Pablo rozbrzmiał w mojej głowie, a ja wytrąciłem się z transu. - Nastał długo oczekiwany dzień zaliczeń. Mam nadzieję, że jesteś dobrze przygotowani. No to zaczynamy. Francesca, Marco? - popatrzył pytająca na tą dwójkę.
Nie obdarzyli siebie żadnym spojrzeniem i na kilometr można było wyczuć bijące od nich napięcie. Jednak posłusznie wstali i skierowali się w stronę sceny, na co my z niej zeskoczyliśmy i zajęliśmy miejsca pod oknem. Po chwili między nami wcisnęła się Ludmiła. Złapała nas delikatnie za ręce, i choć nic nie powiedziała w jej oczach można było dostrzec słowo "przepraszam" .
Leon
Niektórych zachowań nie da się wyjaśnić. Nie wiemy dlaczego postąpiliśmy tak, a nie inaczej. Dlaczego nasze myśli układają się w taką układankę, dlaczego książka skończyła się na tym zdaniu, a tusz skończył w tym momencie. Tak już jest i nie możemy tego zmienić. Nawet nie próbujemy.
Nie chciałem w żaden sposób zasygnalizować Violetcie, że coś ze mną nie tak. Chciałem ją obronić, by nie dowiedziała się, że zrobiłem coś czego nie powinienem. Pokochałem więcej niż przyjaciółkę.
Złamałem niezapisaną regułę, o której nigdy nie mogłem nawet pomyśleć. Czemu teraz ciągle ją łamię? Czemu ciągle czuję na swoich wargach jej smak, czemu ciągle owiewa mnie jej zapach, nawet gdy nie mam jej w pobliżu? Czym się stałeś Leon? Zakochanym człowiekiem.
Powłóczyłem nogami, bojąc się wejść do Studia, znowu zobaczyć te same ściany, te same szafki, te same sale, bo od razu wiem, że w głowie namalują mi się myśli związane z nią.
Leon ogarnij się ! - krzyknąłem do siebie w myślach, błagając samego siebie, by ten rozkaz w końcu mógł się spełnić.
Przez swoje rozkojarzenie nie zauważyłem, że wyszedłem poza teren szkoły i wchodzę zdezorientowany na ulice.
- Leon! - usłyszałem przestraszony głos zza sobą, gdy stawiałem już pierwszy krok na jezdni. Otrząsnąłem się i błyskawicznie wszedłem z powrotem na chodnik. Gdy się odwróciłem zobaczyłem Larę.
- Leon, nawet nie wiesz jak się przestraszyłam, gdy Cię zobaczyłam - wyznała dziewczyna, gdy do mnie podbiegła. - Co się z Tobą dzieję? - spytała z troską w oczach.
- Wiele rzeczy wydarzyło się w jednej chwili, zbyt wiele czynów zostało wykonanych, zbyt wiele myśli przewinęło się przez moją głowę - nie miałem pojęcia czy szatynka cokolwiek z tego zrozumiała, bo sam się zdziwiłem, że zdołałem sformułować takie zdanie.
- Nie rozumiem - Lara zmarszczyła brwi.
- Ja też nie - lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Nagle poczułem delikatny uścisk na ramieniu i do moich nozdrzy wdarł się znajomy zapach.
- Leon, teraz twoja kolej ... Ojejku, przepraszam nie chciałem Wam przerywać - Violetta pospieszyła z przeprosinami, gdy spostrzegła, że nie jestem sam.
- Nic się nie stało - zapewniła Lara i wyciągnęła rękę, by się przedstawić.
- Violetta. Miło mi Cię poznać - na widok uśmiechu przyjaciółki, zacząłem pisać długą rozprawkę z głowie pod tytułem " Mózgu, bądź grzeczny".
- A no tak, Andres na mnie czeka - odłożyłem rozprawkę na inną chwilę. - Później się zobaczymy Lara - obiecałem dziewczynie i po chwili już szedłem w stronę szkoły.
- No chodź szybciej, nie mogę się doczekać Waszego występu - pogoniła mnie Violetta, biegnąc do Studia.
- Czy ty musisz być taka wyjątkowa? - spytałem pod nosem, biegnąc za nią.
sobota, 5 kwietnia 2014
Capítulo duodécimo: Najtrudniej jest wybrać tą właściwą drogę
Violetta
- Chodź, wstawaj. Pokażę Ci coś - wyszeptałam, budząc Leona. Z trudem otworzył oczy i spojrzał na zegarek, stojący na szafce nocnej, obok łóżka.
- Szósta? Pogięło Cię? - usiadł z najwyższym wysiłkiem i zaczął rozmasowywać sobie kark.
- Znalazłam coś.
Dwadzieścia minut później maszerowaliśmy już jedną z leśnych dróg, a chłodne powietrze muskało nas po twarzy. Słońce nie zdążyło jeszcze wzejść, ale widoczność nie była najgorsza. Buty ślizgały nam się po nierównej nawierzchni, a gałęzie nieustannie zahaczały o odzież. Jednak w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce. Wspięłam się na zwalone drzewo i zgrabnie przeskoczyłam na drugą stronę płotu, który odgradzał las od wzgórza. Po sekundzie Leon wylądował obok mnie. Zaczęliśmy wspinać się na niewielką górkę i od razu okazało się, że wybrałam nie tę drogę na szczyt, co trzeba.
- Dlatego nigdy nie należy iść za kobietami - usłyszałam za sobą znudzony głos przyjaciela, który postanowił zaczekać aż coś wymyślę, siedząc wygodnie na ziemi. Odwróciłam głowę i spiorunowałam go wzrokiem, na co on podniósł brew, co oznaczyło, że jest gotowy, by zacząć wytykać wszystkie moje wady. Znałam je aż nad to, więc nie przyjęłam zaproszenia na dyskusję.
Zamiast tego rozejrzałam się dookoła i szukałam źródła ewentualnego błędu, który popełniłam przemierzając wzgórze. Byłam tu godzinę temu i możliwość pomyłki była absurdalna, jednak u mnie jak najbardziej prawdopodobna.
- Spóźnimy się na śniadanie - delikatnie przypomniał mi Leon. Spojrzałam na niego z ukosa i odeszłam pewien kawałek, by nie przeszkadzał mi myśleć. Gdy już miałam zaproponować, byśmy zawrócili zauważyłam znajomą ścieżkę. Rzuciłam zza siebie hasło, by szatyn szedł za mną i nie odwracają się za siebie wkroczyłam na drogę. Już po chwili stanęłam po raz drugi na szczycie, w sam raz, bo Słońce zaczęło właśnie wysuwać się zza horyzontu. Poczułam, że Leon stanął koło mnie i staliśmy tak w ciszy, dopóki ciepłe promiennie nie zaczęły nas leciutko ogrzewać.
- O której ty tak właściwie wstałaś? - Leon spojrzał na mnie z boku. Gdy przeniosłam na niego swój wzrok, zobaczyłam strach w jego oczach. Na moment zbiło to mnie z tropu,jednak po chwili otrząsnęłam się, by przyjaciel nic nie podejrzewał.
- Wcześnie - odpowiedziałam wymijająco i złapałam go za rękę. Gdy go dotknęłam po jego skórze przeszły ciarki, jakby się mną brzydził, a tym bardziej bał. Już nabierałam powietrza,by go spytać o co chodzi, gdy mnie uprzedził:
- Wracajmy - wskazał głową na zejście ze zbocza. Mimowolnie podążyłam za nim, jednak schowałam twarz w kapturze od bluzy, by nie mógł z niej nic wyczytać.
To przez pocałunek? Był on w stanie zmienić stosunek Leona do mnie? Mógł go zbrzydzić, uprzedzić, inaczej nastawić? Po wszystkich latach spędzonych ze sobą, po tysiącach przebytych minut, dziesiątkach spełnionych marzeń, kilka sekund sprawiło, że uczucie jakim mnie darzy, prysnęło? Rozpłynęło się w powietrzu na drobne kawałeczki, których nie można skleić?
Zamrugałam oczami, by odciążyć głowę od natłoku myśli. Jedna jednak w niej pozostała. Muszę zrobić wszystko, by odzyskać starego Leona. Nawet za cenę utraty siebie samej.
Andres- Szósta? Pogięło Cię? - usiadł z najwyższym wysiłkiem i zaczął rozmasowywać sobie kark.
- Znalazłam coś.
Dwadzieścia minut później maszerowaliśmy już jedną z leśnych dróg, a chłodne powietrze muskało nas po twarzy. Słońce nie zdążyło jeszcze wzejść, ale widoczność nie była najgorsza. Buty ślizgały nam się po nierównej nawierzchni, a gałęzie nieustannie zahaczały o odzież. Jednak w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce. Wspięłam się na zwalone drzewo i zgrabnie przeskoczyłam na drugą stronę płotu, który odgradzał las od wzgórza. Po sekundzie Leon wylądował obok mnie. Zaczęliśmy wspinać się na niewielką górkę i od razu okazało się, że wybrałam nie tę drogę na szczyt, co trzeba.
- Dlatego nigdy nie należy iść za kobietami - usłyszałam za sobą znudzony głos przyjaciela, który postanowił zaczekać aż coś wymyślę, siedząc wygodnie na ziemi. Odwróciłam głowę i spiorunowałam go wzrokiem, na co on podniósł brew, co oznaczyło, że jest gotowy, by zacząć wytykać wszystkie moje wady. Znałam je aż nad to, więc nie przyjęłam zaproszenia na dyskusję.
Zamiast tego rozejrzałam się dookoła i szukałam źródła ewentualnego błędu, który popełniłam przemierzając wzgórze. Byłam tu godzinę temu i możliwość pomyłki była absurdalna, jednak u mnie jak najbardziej prawdopodobna.
- Spóźnimy się na śniadanie - delikatnie przypomniał mi Leon. Spojrzałam na niego z ukosa i odeszłam pewien kawałek, by nie przeszkadzał mi myśleć. Gdy już miałam zaproponować, byśmy zawrócili zauważyłam znajomą ścieżkę. Rzuciłam zza siebie hasło, by szatyn szedł za mną i nie odwracają się za siebie wkroczyłam na drogę. Już po chwili stanęłam po raz drugi na szczycie, w sam raz, bo Słońce zaczęło właśnie wysuwać się zza horyzontu. Poczułam, że Leon stanął koło mnie i staliśmy tak w ciszy, dopóki ciepłe promiennie nie zaczęły nas leciutko ogrzewać.
- O której ty tak właściwie wstałaś? - Leon spojrzał na mnie z boku. Gdy przeniosłam na niego swój wzrok, zobaczyłam strach w jego oczach. Na moment zbiło to mnie z tropu,jednak po chwili otrząsnęłam się, by przyjaciel nic nie podejrzewał.
- Wcześnie - odpowiedziałam wymijająco i złapałam go za rękę. Gdy go dotknęłam po jego skórze przeszły ciarki, jakby się mną brzydził, a tym bardziej bał. Już nabierałam powietrza,by go spytać o co chodzi, gdy mnie uprzedził:
- Wracajmy - wskazał głową na zejście ze zbocza. Mimowolnie podążyłam za nim, jednak schowałam twarz w kapturze od bluzy, by nie mógł z niej nic wyczytać.
To przez pocałunek? Był on w stanie zmienić stosunek Leona do mnie? Mógł go zbrzydzić, uprzedzić, inaczej nastawić? Po wszystkich latach spędzonych ze sobą, po tysiącach przebytych minut, dziesiątkach spełnionych marzeń, kilka sekund sprawiło, że uczucie jakim mnie darzy, prysnęło? Rozpłynęło się w powietrzu na drobne kawałeczki, których nie można skleić?
Zamrugałam oczami, by odciążyć głowę od natłoku myśli. Jedna jednak w niej pozostała. Muszę zrobić wszystko, by odzyskać starego Leona. Nawet za cenę utraty siebie samej.
Promiennie słoneczne nie miały ani trochę przyzwoitości aby dać mi pospać 2 godziny dłużej niż zwykle. Mrużąc oczy zwlokłem się powoli z łóżka. Wyszedłem nadal zaspany z pokoju, kiedy rozległ się krzyk. Błyskawicznie odwróciłem się na pięcie i zbiegłem w popłochu na dół. Wpadłem do kuchni i moim oczom ukazała się zdenerwowana Camila, skulona w kącie. Rzuciłem się w jej stronę.
- Co jest? Co się stało? - strzelałem pytaniami jak z procy, ale twarz dziewczyny odbijała je jak tarcza, bo nawet na mnie nie spojrzała. Podniosła palec i wskazała na coś za moimi plecami. Udałem się wzrokiem w tamtym kierunku, jednak niczego nie zobaczyłem.
- Nic nie widzę - przyznałem marszcząc brwi. Ruda otworzyła buzie ze zdumienia i nim zdążyłem się zorientować, podniosła się z ziemi.
- Ty tego nie widzisz? - wskazała na mały punkt poruszający się po ścianie. Podszedłem bliżej i na widok małego pająka, wybuchnąłem głośnym śmiechem. Fuknęła obrażona pod nosem.
- Oj kochana to ty jeszcze nie wiesz co to strach - zagarnąłem ją do swojej piersi i nadal się śmiejąc schowałem twarz w jej puszyste włosy. Wyczułem delikatny zapach kwiatowy i coś mi mówiło, że była to lawenda. Trzymając ją przez chwilę w ramionach, przed twarzą namalowały mi się wszystkie spędzone razem lata. Chwile, gdy jako maluchy obsypywaliśmy się piaskiem w piaskownicy, jak uciekaliśmy przed rozzłoszczonym sąsiadem, bo podkradaliśmy mu jabłka. Śmiało mogę ją dziś nazwać swoją wskazówką na kompasie, legendą na mapie. Bez niej nie byłbym takim człowiekiem jakim jestem. Osiągnąłem to wszystko tylko dzięki niej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)