Ludmiła
- Diego, nie będę powtarzała tego po raz dziesiąty. Nic mi nie jest , czuję się dobrze i nie mam zamiaru wysłuchiwać Waszych nieustannych pytań i pretensji! - zdenerwowana krzyknęłam do przyjaciela, pozwalając by echo mojego głosu rozniosło się parku. Przechodnie spoglądali na mnie zaskoczeni i szybko odchodzili w inną stronę.

- Rozumiem, że się martwisz, ale wszystko jest w najlepszym porządku - powtórzyłam cicho, spoglądając mu prosto w oczy. Chciałam, żeby tak było, ale niestety musiałam oddać tą myśl do szuflady marzeń. Tata wrócił wczoraj do domu całkiem struty i od razu udał się do garażu, gdzie padł na ziemie i zwyczajnie zasnął. Bałam się zostawiać dziś rano mamę z nim sam na sam i oczekiwałam, że dopiero się obudzi gdy wrócę ze Studia. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, co by się mogło stać, gdyby było inaczej.
- Ok - przypomniałam sobie o obecności Diego, dopiero wtedy gdy się odezwał. - Skoro tak mówisz to pewnie tak musi być - próbował się uśmiechnąć, ale słabo mu to wyszło. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak zdołowanego. Chciałam już go przeprosić za swoje zachowanie, ale mnie wyprzedził. - Powinniśmy chyba parę spraw przedyskutować. Co z Violettą?
Przez to całe zamieszanie z tatą, Federico i zadaniem, kompletnie zapomniałam o szatynce. Zamrugałam oczami, próbując przypomnieć sobie szczegóły naszego planu.
- Rób to co wcześniej, staraj się do niej zbliżyć za wszelką cenę - powiedziałam, ruszając w dalszą drogę.
- Myślałem, że już sobie odpuściłaś - Diego dogonił mnie po kilku krokach.
- Nie, tylko chwilowo nie miałam na to czasu. Nadal nie zapomniałam, że ta dziewczyna mnie znieważyła na oczach uczniów Studia - spojrzałam na niego z ukosa i dostrzegłam smutek na jego twarzy. - Diego co jest?
- Nie, nic, tylko chciałem to uzgodnić - znów przybrał swoją dawną obojętną minę. - Muszę lecieć, bo spóźnię się na zajęcia. Cześć - pożegnał mnie uśmiechem i poszedł w stronę szkoły. Odwróciłam się, chcąc pójść w jego ślady, ale zatrzymałam się w pół kroku. W odległości jakiś 10 metrów stał Federico, oparty o pień drzewa i bacznie się mi przyglądał. Jak najszybciej opuściłam to miejsce, nie chcąc się z nim spotkać. Gdy tylko znalazłam się poza parkiem, zatrzymałam się i ukryłam twarz w dłoniach.
- Ludmiła co ty wyprawiasz? - mruknęłam pod nosem i uderzył we mnie fakt, że nie umiałam odpowiedzieć na zadane sobie pytanie.
Naty
- A ta? - porwałam w rękę sukienkę z łóżka, tym razem białą z beżowym paskiem z tali.
- Ta jest chyba najlepsza - odparła Lena, siedząc na podłodze i opierając się plecami o biurko.
Nie wiem dlaczego aż tak się stresowałam tą randką. Przecież to miało być tylko zwykłe spotkanie w parku, nic więcej. Mimo tego nadal nie mogłam zapomnieć o wczorajszej chwili, kiedy to Maxi po mojej kłótni z Ludmiłą, podszedł do mnie, stanął obok na ławce i wykrzyczał na cały głos pytanie czy się z nim nie umówię. W tamtej chwili kompletnie mnie to zmroziło i najchętniej od razy bym zapadła się pod ziemie, bo moje policzki zmieniły swój kolor na wściekle czerwony. Jednak po jakimś czasie, kiedy odzyskałam zdolność mówienia, zdołałam wydukać krótkie "tak" .
Od tamtej pory nie potrafiłam przestać się tym zadręczać i wymyślać tysiące najgorszych scenariuszy, co mogłoby pójść nie tak. Przede wszystkim miałam wyrzuty sumienia, gdyż umiałam zająć się czymś innym po tym co stało się z Ludmiłą. Powinnam teraz siedzieć obok niej i wypytywać o wszystko, za to przez ostatnie dwie godziny wyrzucałam zawartość szafy, szukając się na wieczorną randkę. Spuściłam głowę i zamknęłam oczy, gdyż pociąg wstydu z rozpędu wjechał na mnie i przygwoździł do ziemi. Co ze mnie za przyjaciółka?

W skupieniu słuchałam słów Leny. Od zawsze zastanawiałam się skąd tak młoda dziewczyna czerpie taką wiedzę. W niektórych sytuacjach potrafiła znaleźć lepsze rozwiązanie ode mnie. Zawsze była rozsądniejsza, umiała odszukać światło mimo, że wszędzie panowała ciemność. Jest dla mnie ostatnim promykiem nadziei, legendą na mapie, drogowskazem na drodze. To właśnie ona uczyła mnie życia.
- A teraz dosyć smutków, bo oto zostały nam tylko trzy godziny do randki, a ty nadal nie ubrana, nie umalowana, ani nie uczesana - Lena odsunęła mnie od siebie i przytrzymała na wyciągniecie ramion. - Mimo, że i tak jesteś śliczna, dla Maxiego musisz być jeszcze ładniejsza. Do roboty! - blondynka radośnie zawołała i wybiegła z pokoju, za pewne po kosmetyczkę. Potrząsnęłam głowę z uśmiechem na twarzy. Nadal nie pojmowałam czym sobie na nią zasłużyłam.