czwartek, 27 lutego 2014

Miejsce II



Na początku przepraszam za takie opóźnienia, ale zatrzymało mnie kilka drobiazgów. Ale już jestem i oto nadszedł czas na to, by dowiedzieć się kto stanął na 2 miejscu podium. 

Mowa tu o przefantastycznej dziewczynie, z masą energii i wielką ilością optymizmu, który zawsze rozświetla mi dzień. 
Przedstawiam Wam


NIKOLETTE W 


"Ostatnia piosenka"



Dla Violetty Castillo muzyka była całym życiem. W momencie, gdy grała, śpiewała, czy tańczyła wszystko było na swoim miejscu, a jej serce czuło bliskość nieżyjącej mamy. Jej tato – German widział ogromny talent córki, więc zapisał ją do pobliskiej szkoły, w której kształcono uczniów podobnych do Violetty. Studio One Beat było miejscem, w którym dziewczyna poznała swoich przyjaciół: Francescę, Camilę, Ludmiłę, Naty  oraz ich chłopaków: Marco, Andresa, Federico i Maxi’ego.  Wśród jej przyjaciół był jeszcze jeden chłopak, który zajął wyjątkowe miejsce w jej sercu. Leon Verdas. Pamiętnik Violetty cały był zapisany tymi dwoma słowami. Dziewczyna darzyła go prawdziwą miłością, a co ważniejsze, miłością odwzajemnioną. 

Pewnego jesiennego dnia, szatynka tak jak zawsze ubrała się, umalowała i wybiegła do studia, które było jej drugim domem. Ten dzień jednak różnił się od pozostałych, gdyż Violetta zamiast na zajęcia Pabla udała się do Sali muzycznej, gdzie przysiadła do fortepianu. Od jakiegoś czasu po głowie chodziła jej melodia, której nie potrafiła zapamiętać, jednak tym razem jej się to udało. 
Położyła delikatne dłonie na klawiszach, przymknęła powieki i z uśmiechem na twarzy dała ponieść się muzyce. 
Melodia, którą grała przyniosła jej na myśl wiosenny rozkwit kwiatów na łące, gdzie lubiła się bawić jako dziecko. Ta piosenka przyniosła ze sobą miliony wspomnień. Violetta jako mała dziewczyna spaceruje z mamą po parku. Violetta, Maria i German wylatują na wakacje do Peru. Szczęśliwa rodzina Castillo spędza urodziny jedynaczki w Wesołym Miasteczku. 
Tych wspomnień były miliony, jednak jedno  z nich wyjątkowo przykuło uwagę dziewczyny. 
12letnia Violetta jedzie wraz z Ojcem do Hospicjum, by pożegnać umierającą mamę. 
Do tej pory pamięta, jak piękne, brązowe tęczówki Marii traciły swój blask, jak niegdyś jej długie, proste włosy wypadają  głowy. Jak po prostu przymyka powieki, tak jak ona dzisiaj i… Odchodzi.
17 letnia  Violetta otworzyła oczy i przestała grać. Po jej policzku spłynęła jedna, samotna łza. Dowód jej tęsknoty i cierpienia. Po tych trudnych pięciu latach wszystko się ułożyło. Cały bałagan spowodowany śmiercią rodzicielki został posprzątany, lecz mimo tego dziewczyna nie potrafiła zapomnieć o swojej mamie i postanowiła, że to właśnie jej zadedykuje ten utwór. W końcu to ona uczyła ją życia, nawet jako ktoś, kto odnalazł swoje miejsce w niebie. 
Dziewczyna mimo bólu i pustki, które towarzyszyły jej nieustannie, była szczęśliwa. Starała się cieszyć każdym dniem, każdym dźwiękiem. A nawet mogła zaryzykować stwierdzenie, że była w swoim najlepszym momencie. 


***

Wybiegła z Sali niczym torpeda wpadając przy tym na Leona. Chłopak posłał jej czarujący uśmiech, którym zdobył jej serce kilka lat temu. 
- Gdzie tak biegniesz pędziwietrze? – spytał.
Violetta także się uśmiechnęła i pociągnęła Leona za rękaw niebieskiej koszuli w kratę, spowrotem do Sali Beto. Chłopak był zaskoczony tajemniczością szatynki, ale z zainteresowaniem patrzył jak dziewczyna siada przy fortepianie i  poprawia za ucho samotny kosmyk pofalowanych włosów.
- Musisz tego koniecznie posłuchać.
I zaczęła grać. To była piękna melodia, pełna pasji i miłości. Leon uważał, że była dokładnie taka, jak Violetta. 
Pierwsze dźwięki przyniosły mu ze sobą wspomnienia. Jednym z nich było to, jak bawił się ze swoim kuzynem Vicotrem w piaskownicy. Chłopcy przyjaźnili się, jednak 10 lat temu ich drogi się rozeszły. Vicotr miał przeprowadzić się wraz z rodzinom do Frankfurtu, lecz w dniu, kiedy to miało nastąpić został porwany. Policja robiła co mogła, ale nigdy nie odnaleźli ani chłopca, ani tego co z niego pozostało. 
Potem melodia przypomniała mu nieco weselsze chwile. 10 urodziny, kiedy to poznał Francescę i Federico. Następnie pierwszy dzień studio i… Ten dzień, w którym poznał Violettę. Od tamtej pory szatynka była nieustannie w jego myślach. Widywali się każdego dnia, z czasem zaczęli się umawiać na randki. Dzięki niej, szalony świat Leona Verdasa nabrał barw. 
Dziewczyna przestała grać i podniosła radosny wzrok na blondyna. 
- I co myślisz? 
Leon nie wiedział jakich słów użyć, by opisać wzbudzone przez utwór emocje. Smutek, radość, tęsknota i miłość… To wszystko mieszało się razem. Jednak dzięki temu, chłopak mógł stwierdzić, że mimo przewrotnej przeszłości teraz jest szczęśliwy. Teraz jest w swoim najlepszym momencie. 
- Jest… Piękna. – powiedział nadal oczarowany. 
Spojrzał na Violettę, a ona zamyślona pokiwała głową. 
- Wydaje mi się, że to mama pomogła mi ją skomponować – wyznała. 
Leon popatrzył na nią zmartwiony. Nigdy nie doznał straty rodzica, co najwyżej przyjaciela, ale czy mógł te dwie sytuacje ze sobą porównywać? Nie… Mógł tylko się domyślać, jakie to dla szatynki trudne przeżycie. Martwiło go jej zachowanie. Tak bardzo chciał potrafić jej pomóc zmagać się ze świadomością tej ogromnej starty. Ale nie mógł. Czas w przypadku Violetty nie leczył ran, lecz przyzwyczajał ją do cierpienia. Mimo to Argentynka zawsze była wesoła i uśmiechnięta. Pełna życia i pasji. Pełna tego, co Leon w niej kochał.
- Violetto… - zaczął, lecz dziewczyna mu przerwała. 
- Wiem, że nie wierzysz w obecność zmarłych, ale moja mama jest przy nie gdy gram, gdy śpiewam, gdy tańczę… Tylko wtedy czuję, że jest obok. – wzięła oddech – Dlatego muzyka jest moim życiem.  

Chłopak popatrzył na nią ze współczuciem. Nie wiedział co powiedzieć, więc po prostu ją przytulił. Miał nadzieję, ze to wystarczy, że to jakkolwiek jej pomoże. Wtedy przypomniał mu się wyraz twarzy dziewczyny, gdy grała. Niewątpliwie była szczęśliwa. I to przekonanie w jej głosie, gdy mówiła o Marii. 

- Twoja mama była by z ciebie dumna, Violetto. – wyszeptał jej we włosy, a potem złożył pocałunek na jej czole. 


****
- Brawo!- Pablo zaczął klaskać w dłonie. – ta melodia jest piękna. Musimy ją pokazać szerszej publiczności. 
Zauroczona tymi słowami Violetta spuściła głowę uśmiechnęła się do czubków beżowych butów na koturnie. 
- Masz już napisany tekst? – spytał, gdy rumiana skóra Argentynki wróciła do normy. 
- Nie. – Pokręciła głową. – Ale doskonale wiem, co powinno się w nim znaleźć. 
Przypomniał się jej obraz kwiecistej łąki, podobny do tego, z opowieści o wróżkach i elfach, której wysłuchiwała każdego wieczoru przed snem, gdy była dzieckiem. 
A potem ta myśl, że mimo tego zła, które się wydarzyło w przeszłości potrafiła iść na przód i być szczęśliwa. Te słowa idealnie oddawały przesłanie tej melodii, którą miała w sercu. Towarzyszące jej od uczucie bliskości mamy dodawało jej otuchy i pewności, że postępuje dobrze. Że idzie w dobrą stronę. 


***
Przysiadła na ławce w parku i wyjęła z torby swój różowy pamiętnik. Zaczęła nucić melodie pod nosem i zapisywać fioletowym długopisem słowa, które wydały jej się odpowiednimi do piosenki. 


Sé que existen duendes y hadas
y que intentar es mejor que nada
No te detengas, no guardes nada
Vuela más alto y versa

Przelała w nie wszystkie swoje emocje. Tak bardzo chciała, by były idealne. By wzbudzały we wszystkich tak wspaniałe uczucia jak w niej. 
- Hej Vilu.  – Włoch przywitał się z dziewczyną i zajął miejsce obok niej, na starej ławce.  -  Co tam notujesz?
Violetta podniosła wzrok znad pamiętnika, zapominając przy tym co miała zapisać. 
- Tekst piosenki… 
Z zamyśleniem podniosła głowę, by spojrzeć na bezchmurne niebo, w nadziei, że to jej przypomni te słowa, które wyleciały z jej pamięci, po zjawieniu się Federico. 
Chłopak zajrzał ukradkiem do jej notatek i uśmiechnął się. 
- Fajne, ale nie masz tego zbyt dużo… 
Argentynka spojrzała na niego z miną typu „no co Ty nie powiesz?” i zaczęła przeglądać wcześniejsze strony pamiętnika. 
- Miałam cały tekst w głowie, ale ktoś wyrwał mnie z zamyślenia i… kaput, po piosence… 
Włoch popatrzył na nią przepraszająco i wstał z miejsca. 
- Przepraszam Violu… Nie chciałem Ci przeszkodzić, ale… Wiem jak naprawić wyrządzoną przeze mnie krzywdę. – Spojrzała na niego z zaciekawieniem. – Wszystko, czego potrzebujesz znajdziesz w pamiętniku Twojej mamy. 
Violetta popatrzyła na niego jak na cudotwórcę i zadała sobie pytanie, czemu sama nie wpadła na to wcześniej. Uśmiechnęła się szczerze i życzliwie, wdzięczna przyjacielowi za pomoc. 
- Fede! Jesteś wspaniały! – całowała go w policzek- A teraz lecę. Idź to Lu, Leona… Cokolwiek. Paaaa! 
Krzyknęła i pobiegła. Za nią tylko unosiło się echo pożegnania z Włocha. 


***

Minęło kilka tygodni od skończenia piosenki i od przedstawienia jej Pablo. Dziewczyna miała świadomość, że gdyby nie rada Federico, ten utwór nie był by tak zjawiskowy. Rada przyjaciela okazała się  być na wagę złota.
Właśnie przygotowywała się do przedstawienia. Tak jak dyrektor obiecał, Violetta przedstawi piosenkę przed szeroką publicznością, na występie studio. Miała jeszcze dużo czasu, by poprawić makijaż czy fryzurę, ponieważ wychodzi na scenę dopiero w finale. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że tak będzie najlepiej. Argentynka zasługiwała na chwilę sławy po tak ciężkiej pracy, która zaowocowała przepiękną melodią i jeszcze bardziej wzruszającym tekstem. 
Gdy przyjaciele dziewczyny przedstawiali ostatnia piosenkę przed jej wyjściem, podszedł do niej German ubrany w czarny garnitur. 
- Tato, co Ty tu robisz? – spytała zaskoczona obecnością ojca w garderobie. Przecież powinien jak każdy rodzic być na widowni. 
- Ten cały Leon powiedział mi co czujesz grając, czy śpiewając… Violu, mi też bardzo brakuje mamy i wspaniale, że odnajdujesz ją w muzyce. Właśnie dlatego tu jestem. Byśmy chociaż przez chwilę mogli być razem, we trójkę, jak kiedyś.
Z brązowych oczu Violetty kapały łzy. Nie wiedziała, czy są one spowodowane tym, że Leon wreszcie się odważył porozmawiać z jej tatą, tym, co mu powiedział, czy tym, że owy tato, chce wraz z nią wystąpić na najważniejszym dla niej jak dotąd przedstawieniu. 
Otarła wierzchem dłoni mokre policzki i trzymając tatę za ręce wyszła na scenę. 
Zobaczyła tysiące twarzy zwróconych w jej kierunku. Usłyszała oklaski, piski… A zaraz potem jej towarzysz usiadł do fortepianu. 
Argentynka wzięła w drżące z przejęcia dłonie mikrofon i zbliżyła go do ust. 
- Cześć.  Jestem Violetta.  – Przedstawiła się. – A  to mój tata, German. – wskazała mężczyznę przy fortepianie. Wzięła głęboki oddech. – Gdy śpiewam, czuję, że moja nieżyjąca mama jest ze mną. Że mnie obserwuje… Słyszę, jak szepcze mi do ucha, że tęskni… - Zrobiła pauzę i przeszła kilka kroków w stronę uchwytu do mikrofonu. – To właśnie jej dedykuję ten utwór. – Wzniosła twarz, ku rozgwieżdżonemu niebu i szepnęła. – Mam nadzieję, że teraz jesteś ze mną, Mamo. 
Gdy do jej uszu doszły pierwsze dźwięki, zmrużyła oczy, by tak jak zawsze ponieść się muzyce. 


Es seguro que me oíste hablar 
de lo que se puede hacer, 
de la magia que tiene cantar
y de ser quien quieres ser                 
Ya no importa qué pueda pasar,
sino lo que tú has de hacer,
el color que uses al pintar,
lo que pienses y el pincel       
                                                     

Każde słowo wypowiadała z ogromną emocjonalnością. A gdy doszła do refrenu usłyszała towarzyszący jej głos, który śpiewał wraz z nią. Ten głos wcale nie należał do jej ojca. Był kobiecy.



Voy donde sopla el viento
Hoy digo lo que siento
Soy mi mejor momento
y donde quiera yo voy
Voy donde sopla el viento
Hoy digo lo que siento
Soy mi mejor momento
y donde quiera yo voy

Violetta miała wrażenie, jakby towarzyszący jej głos należał do Marii. Był dokładnie tak samo piękny i czysty, jak zapamiętała. W tej jednej krótkiej chwili miała ochotę płakać ze szczęścia. Jej mama naprawdę tu była. Z nią. I w dodatku śpiewały razem piosenkę, którą napisała specjalnie dla niej w akompaniamencie jej taty. To była tak wspaniała chwila, że Violetta śpiewając „jestem w moim najlepszym momencie” mówiła prawdę. Marzenie, które wcześniej  wydawało jej się nierealne ziściło się. 
Gdy German zagrał ostatni akord, głos Marii ucichł, a wraz z nim odgłosy ludzi przy scenie. Zupełnie tak, jakby ktoś wyłączył dźwięk w filmie. Tyle, że to nie był film, tylko życie. Violetta patrzyła wystraszona na otwierające się buzie publiczności i na ich ręce, gestykulujące, że właśnie odbywają się gromkie brawa. Może i tak było, a może wszyscy robili sobie z niej jakiś głupi żart? Chciała zapytać co się dzieję i wtedy zdała sobie sprawę, że własnego głosu też nie słyszy. A przecież mówiła. Co do tego nie było wątpliwości. Oczami pełnymi łez spojrzała na tatę, który ze zmartwieniem obserwował każdy jej gest. Musiał widzieć, że cos jest nie tak. Nim zdążył wstać i podbiec do córki, Violetta uciekła ze sceny pozostawiając wszystkich w osłupieniu. 


****

Szukał jej wszędzie. Występ zakończył się 2 godziny temu, a Violetta dalej się nie odnalazła. Nikt nie wiedział co takiego stało się szatynce, ale domyślali się, że to nic dobrego. 
Przed kilkoma minutami rozmawiał z wystraszonym Germanem, który pojechał sprawdzić, czy dziewczyna czasem nie wróciła do domu. Jednak tak nie było. Jej ojciec zaznał tam pustki, dokładnie takie same, jak te, które Leon znalazł w jej garderobie, czy łazience. 
Nagle do uszu chłopaka doszło ciche szlochanie dochodzące z okolic szafy na kostiumy. Czy to możliwe, by tam właśnie była? Szybkim krokiem podbiegł to sprawdzić. Otworzył drzwi i jego oczom ukazała się srebrna sukienka, dokładnie taka sama, jaką jego dziewczyna miała na sobie przed kilkoma godzinami. Po chwili także zobaczył kosmyk falowanych włosów. 
- A więc tu się ukryłaś… - powiedział. 
Patrzył na schowaną za ubraniami Violettę, która nie odezwała się ani słowem. 
- Violu… 
Ponownie odpowiedziała mu cisza. Delikatnie dotknął jej ramienia. Szatynka odwróciła głowę starając się ukryć rozmazany makijaż. 
- Kochanie, co się stało? – spytał najdelikatniej jak potrafił i ukląkł przy niej. 
Dziewczyna otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, jednak po chwili znowu je zamknęła. Zaniosła się płaczem. Verdas wyciągnął ją z kryjówki i przytulił pozwalając jej mokrym łzom plamić jego koszulę. Nie wiedział co takiego stało się dziewczynie, ale domyślał się, że to coś złego. 
Zagadką było jej zachowanie. Przecież na występie wydawała się być taka szczęśliwa. Śpiewała tak pięknie, jak jeszcze nigdy. Wszystkich oczarowała. A potem… Melodia się skończyła, a ona ciekła ze sceny i  schowała się. W szafie. I nie odezwała się ani słowem do tej pory. 
- Kochanie… - wyszeptał w jej włosy.
Na co szatynka się od niego odsunęła i drżącym palcem wskazała na ucho. 
Leon patrzył na nią  zamyśleniu zastanawiając się o co może jej chodzić. Wtedy dziewczyna poderwała się i znalazła jakiś skrawek papieru i coś do pisania. Nabazgrała na nim, no bo tak jej się trzęsły ręce, że inaczej tego nazwać nie można było, jedno zdanie. 


„Nic nie słyszę, Leon”

Chłopak popatrzył na nią z przerażeniem w oczach. Miał nadzieję, że Violetta teraz wybuchnie śmiechem i powie mu coś w stylu, że jest naiwny, skoro dał się nabrać, ale to nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie. Dziewczyna schowała twarz w kolanach i ponownie zaczęła płakać. 
Dla osoby, której życiem była muzyka to musiał być ogromny cios. A on nie mógł zrobić absolutnie nic, aby jej pomóc. Chciał by ją zabrać do lekarza,  ale najpierw musiał jej jakoś przekazać tę informację. Wziął do ręki ten sam skrawek papieru i ten sam długopis i napisał:


„Chodźmy do lekarza. Może to nic takiego.”

Dziewczyna znowu zaniosła się płaczem i napisała:


„Ale Leon, ja nic nie słyszę! Już nigdy nie poczuję obecności mamy, tak jak dzisiaj. Ona ze mną śpiewała. Tam, na scenie. A teraz? Jestem głucha i już nigdy, nie będzie ze mną.”

Szybko przeczytał napisaną przez ukochaną informację i objął ją ramieniem. Chciał okazać jej jakiekolwiek wsparcie. Zszokowało go to, że Violetta nie przejęła się tym, że już nigdy nie zagra na instrumencie, że nie zatańczy, że nie będzie mogła uczyć się w studio… Lecz tym, że nie będzie przy niej mamy.  

Ponownie wziął kartkę, lecz tym razem długo zastanawiał się jak ubrać w słowa w to, co chciał jej przekazać. 


„Ona zawsze przy Tobie jest. Gdy jesz obiad, gdy idziesz do studia, albo, gdy jesteś ze mną na randce. A gdy śpisz, szepcze słyszalnie tylko dla Ciebie jak bardzo Cię kocha i jak bardzo za Tobą tęskni. Ona nigdy nie opuszcza Cię ani na krok. Ona jest twoim aniołem stróżem. I już zawsze nim będzie” 

Gdy Violetta to przeczytała trochę się uspokoiła. Lecz w dalszym ciągu z jej pustego spojrzenia płynęły łzy. 
Dziewczyna skrzywdzona przez życie dostała kolejną kłodę pod nogi od niefortunnego losu. Miał tylko nadzieję, że uda jej się ją przeskoczyć. Że się nie załamie. Że nadal będzie tą uśmiechniętą i pełną życia sobą. Że nadal po jej głowie będzie płynęła ta piękna melodia i słowa ostatniej piosenki, którą dane jej było zaśpiewać. 


wtorek, 25 lutego 2014

Miejsce III


Nastał dzień, bym zdradziła Wam kto zajął III miejsce. 

Gdy czytałam pracę oczy mimowolnie zaszły mi łzami. Pokazuję ona jak ciężko jest pozbierać się po stracie najbliższej sobie osoby, jak trudno odbudować jest swoje życie. Nic tylko kłaniać się po pas. 
Przedstawiam Wam 



SOPHIE VERDAS





"P.S. Kocham Cię"


  Rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu.
Najwyraźniej burmistrz dwudziestotysięcznego miasteczka nie obchodziło nic po za swoim ogromnym gabinetem. Przesiadywał w nim zawsze do godzin nocnych,wypełniając bardzo 'istotne' papiery.  Kto by się tego spodziewał?
Nie pamiętam kiedy ostatnio zjadł ze mną normalną kolacje. Ale był dla mnie dobry. Nigdy nie opuścił ani jednego występu chóru,w którym niestety byłam głównym głosem. Zawsze wspierał mnie w realizacji moich marzeń.  Często powtarzał,że przypominam mu babcie.Sama nie wiedziała dlaczego. Nie byłam do niej w ogóle podobna.
Starał się.I to miało dla mnie największe znaczenie.
Narzekałam dosłownie na wszystkich. Z wyjątkiem taty. Juan Fernadez może nie był idealnym ojcem ale nigdy nie potrafiłam go nienawidzić. Może dlatego,że byłam do niego zbyt podobna?
  Za to moja mama... Czasami zastanawiałam się czy w ogóle wie,że kiedyś urodziła małą istotę,która niestety ale urosła.
Jej stałym zajęciem było picie. Robiła to z taką pasją! Często bywałam przekonana,że to nie nałóg ale zwykłe hobby.  Nie była dla mnie prawdziwą matką. Właściwie nigdy dla niej nie istniałam.
 Odkąd skończyłam siedem lat przy każdej sposobności prosiłam aby rodzice się rozwiedli. To było moje jedyne marzenie. Całkowicie do spełnienia. Wydawało się to wtedy takie proste. Z resztą wciąż jest takie według mnie.
Nie było to jednak moją samolubną pobudką. Chciałam tego dla taty. Zasługiwał na kogoś znacznie lepszego niż kobieta,która praktycznie nie trzeźwieje. Jej przebywanie w tym samym domu budziła we mnie odrazę. Ale nic nie mogłam na to poradzić. Wszystko zależało od mojego ojca. 
Kiedy przejrzał na oczy było za późno. Matka zmarła na nie wydolność wątroby. Pijaństwo w końcu ją dopadło.
 Miałam wtedy dwanaście lat,pomimo tego cieszyłam się,że jej już z nami nie ma. To złe,ale prawdziwe. A ja nie lubię kłamać. Zdecydowanie bardziej wole ranić prawdą niż uspokajać kłamstwem.
 Nie uroniłam po niej ani jednej łzy,ale szczerze byłam z tego dumna. Do dziś jestem.
Dla tak paskudnej matki mogę być tylko okropną córką.


    Zawsze kochałam samotność.

Była moim najlepszym,i w sumie jedynym przyjacielem. Towarzyszyła mi od wczesnego dzieciństwa,w każdym aspekcie życia.
Jedyną osobą,która mnie rozumiała byłam ja.
Męczenie się z poznawaniem ludzi zdecydowanie nie było moim priorytetem. Zdecydowanie bardziej interesowała mnie sala muzyczna w odległych kątach szkoły. Jedyne miejsce,które nikogo nie obchodziło. Było to równie piękne co straszne. Nastolatki w moim liceum nie doceniali czegoś takiego jak sztuka.  Dlatego to miejsce było dla mnie idealne.
 Przez moje niezwykłe niebieskie oczy z dość małymi,czarnymi nalotami byłam uznawana za czarownice. Nie zależało mi na wyprowadzaniu tych ograniczonych ludzi z błędy. Szczerze? Nigdy mi to nie przeszkadzało. Byłam jak samotny wilki. Od zawsze i na zawsze.
Wolałam być unikana. Choć jako córka burmistrza,który nie był zmieniany od piętnastu lat,miałam z tym delikatny problem.Wszyscy byli dla mnie przesadnie mili. Co było,dosyć irytujące zważając na krążące o mnie plotki.
  Było one dla mnie po prostu śmieszne. Opowieści o czarownicach od zawsze były dla mnie nie dorzeczne; Wyssane z palca. Ale czego można się spodziewać bo pokoleniu fanek wampirów,wilkołaków. I Bóg wie co jeszcze! 
 Uśmiech był stałą częścią mojego stroju. Zero kolczyków i tatuaży. Wspaniałe ubrania. Idealna wymowa. Świetne oceny. Prace społeczne. Chór. Do tego zawsze,bez zająknięcia musiałam być miła.
Perfekcyjna córka. Byłam nią. Dla taty cały czas jestem.
Rola panienki 'cud,miód i malina' nie byłą szczególnie trudna. Z czasem się do niej przywiązałam.  Może nawet...się zmieniłam? Ale było mi dobrze. I naprawdę nie chciałam tego zmieniać.
Nie dość,że pogodziłam się ze swoim losem to na dodatek byłam szczęśliwa.Z ręką na sercu wiem,że podobało mi się nudne życie. Bez zmartwień, bez wyznań. Tylko ja i muzyka.
Marzyłam aby trwało to już wiecznie...



 Dopóki on się nie pojawił. Czarujący biały uśmiech. Idealnie czarne włosy. Był niewiele wyższy ode mnie.

Miał swój styl,co wyróżniało go od reszty pajaców ze szkoły. W jego ubraniach przeważały kolory. Zawsze dopasowane spodnie i równie jaskrawa bluzka. Ale jego znakiem rozpoznawczym zdecydowanie były słuchawki. Każdego koloru i każdej firmy,dostępnej na rynku.
 Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie mojego księcia z bajki ale nie żałowałam. On był idealny. Stworzony specjalnie dla mnie.
Poznaliśmy się zupełnie przez przypadek. O ile tak można nazwać nowego ucznia w Twojej klasie.
W środku semestru dołączył do nas jakiś chłopak. Nie zwróciłam nawet uwagi na jego imię. Jednak z entuzjazmu żeńskiej części klasy wywnioskowałam,że musi być przystojny. A przynajmniej był lepszą partia od szkolnych "kasanowa". Miałam to jednak w głębokim poważaniu.
Tata był w trakcie organizowania ważnego balu charytatywnego. W głowie miałam tylko sposób wykręcenia się od tej piekielnie nudnej imprezy. W głębi duszy czułam jednakże,że nie mam szans od wymigania się od obowiązków.
Pamiętam,że tego dnia westchnęłam ciężko i wszyscy w zielonym pomieszczeniu zwrócili na mnie uwagę. Jakby wiedzieli o czym myślę. Przestraszyłam się i wtedy po raz pierwszy pochwyciłam jego spojrzenie.
 Wszystko wydało mi się inne.
Byliśmy małżeństwem przez trzy lat. Pewnie mielibyśmy za sobą dłuższy staż ale jak nie chciałam się spieszyć. Według mnie nie byłam idealnym materiałem na żonę. Ale Maxi nalegał. A ja... wciąż byłam pewna obaw. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Nie wierzyłam w szczęśliwe zakończenie ale on mnie przekonał.
Niestety tym razem to ja miałam racje.


 Najgorszą rzeczą jaka może nam się przydarzyć w życiu nie jest śmierć. To strata najbliżej naszemu sercu osoby. Kogoś,kto daje nam siłę wstać rano z łóżka,ze szczęściem wymalowanym na twarzy; Wspiera nas w najtrudniejszych momentach; Sprawia,że świat jest lepszy,przeszkody mniejsze; A ty masz siłę oddychać.

 Po prostu jest. Całą duszą i całym ciałem.
 Ale kiedy nie możesz już poczuć Jego silnych ramion,otulających Twoje zimne ciało; Posłuchać jego melodyjnego głosu śpiewającego Ci serenadę o miłości.
 Nic już nie ma znaczenia. Żyjesz a właściwie istniejesz w egzystencjalnej pustce,czekając aż ktoś okaże się na tyle dobry i skończy Twoje męki. Tylko dlatego aby być z Nim.


-Natalia!-usłyszałam krzyk Violetty. Domyśliłam się,że wraz z nią przyszła odwiedzić mnie Lu. Nie rozumiałam po co Maxi dał swoim siostrą kluczę do naszego mieszkania. Miałabym święty spokój. Mogłabym go w spokoju opłakiwać. Dzwonić do niego na pocztę głosową tylko żeby posłuchać jego melodyjnego głosu.

Chciałam zostać sama. Zupełnie sama. Bez mojego męża nic nie było tak jak powinno.
-Wiemy,że tu jesteś!-tym razem zawołała Lu. Nie odzywałam się,dziewczyny mogły się trochę pomęczyć.  Były moimi jedynymi przyjaciółkami. Uwielbiałam je całym sercem. Jednak w tej chwili jedyną osobą,która mogła mnie pocieszyć była zdecydowanie zbyt daleko abym mogła wtulić się w jego silne ramiona.
-Tutaj się schowałaś,małpo!-Viola wpadła do sypialni. Starałam się uśmiechnąć lecz na marne. Jedynym pocieszeniem była bezpośredniość szatynki. Po mimo tego samego zamieszania wciąż pozostała sobą-uroczą arogantką z nutką słodyczy. Ludmi była identyczna. Oczywiście pod względem charakteru. Na zewnątrz różniły się diametralnie. Gdybym nie znała ich tyle czasu nigdy nie powiedziałabym,że są spokrewnione.
 Cała trójka nie była do siebie podobna. Ludmiła była długonogą blondynką-najstarsza z 'miotu'. Maxi jako 'ten drugi' był odwrotnością starszej siostry-niski brunet z uroczymi dołeczkami. Najmłodszą z rodzeństwa była Violetta. Wzrostem równała się z moim mężem,miała tylko jaśniejsze włosy.
-Jak długo masz jeszcze zamiar siedzieć w łóżku?-szatynka usiadła obok mnie.-Minęły trzy miesiące.-nie patrzyłam na nią. To było za trudne.-Maxi chciałby...
-Chciałby abyś ruszyła swoje wielkie dupsko z łóżka,z którego nie schodzisz się od jego śmierci.-jak zawsze pomocna Lu weszła do sypialni i zajęła miejsce po drugiej stronie.
-To był mój mąż.-odezwałam się cicho,po dłuższej chwili.-A wasz brat. Dacie mi go opłakiwać po swojemu?-spytałam,zanosząc się płaczem.
-Naty,to był nasz brat wiemy co...-blondynka chyba starała się mnie udobruchać. Na marne.
-Nie!-krzyknęłam i natychmiast zeskoczyłam z łóżka. Musiało wyglądać to dosyć komicznie,zaważywszy na twarzach śmiech dziewczyn.-Co wy wiecie o małżeństwie?!-wybuchłam. Po raz pierwszy od trzech miesięcy podniosłam głos.-Ty Violetta! Byłaś z tym słynnym Leonem w liceum przed przeprowadzką ,prawda?-przytaknęła ruchem głowy.- Twój najdłuższy związek trwał rok na dodatek z tym kretynem Tomasem! A teraz? Masz okazjonalne schacki z Verdasem,spędzasz z nim dwie godziny dziennie w łóżku,ale podobno tak go kochasz! A ty Ludmiła?! Jesteś po dwóch rozwodach z Federico i znowu do siebie wracacie! Nie macie pojęcia czym jest szczęśliwe małżeństwo!-rozpłakałam się. Po raz kolejny to wróciło. Smutek stawał się nie do zniesienia. Nie znikał z czasem. Miałam wrażenie,że tylko się pogłębia.
Upadłam na drewnianą podłogę. Nie chciałam się podnosić. Dalsza walka była bezsensowna. Straciłam wszystko co było dla mnie ważne.
-Już czas.-spojrzałam dziwnie na Viole. Wiem,że nie powinnam tego mówić ,ale jej twarz wcale nie robiła się czerwona ze złości. Wyrażała smutek. Nic więcej.-Maxi napisał do ciebie list. I powiedział Nam...-zadrżał jej głos.
-Że mamy dać Ci go kiedy uznamy to za stosowne.-dokończyła za nią Lu.
-Co?-wychlipałam. Milczały. Do swoich słabych rąk dostałam biały skrawek papieru. 
To było pismo Maxiego. Wszędzie bym jej poznała.



Droga Natalio! 



    Nie uważasz,że to chore? Ja nie żyje. A Ty? Czytasz list napisany przez Twojego zmarłego na raka,męża. Świat jest piękny prawda,kochanie? Wiem,że teraz tego nie zauważasz. Tęsknisz za mną. Rozumiem. Uwierz mi,że gdziekolwiek jestem jest tu bez Ciebie pusto. Ale proszę Cię nie pozwól aby to,że nie mogę Cię dotknąć ,pocałować stanęło Ci na drodze do szczęścia. Wiesz,że zawsze jestem. Zawsze byłem i zawsze będę. To w Twoim sercu jest moje miejsce. Nic i nikt tego nie zmieni. 

  Proszę Ci ukochana,weź się w garść dla mnie. A przede wszystkim dla tej wspaniałej istoty,która jest w Tobie. Jestem naprawdę  szczęśliwy z tego powodu. Żałuję tylko,że nie zobaczę jego pierwszych korków,ledwie wypowiedzianych słówek. Proszę opowiedz mu kiedyś bajkę jakim dziwakiem był jego tata. Naucz śpiewać tak pięknie jak robił to mój Anioł,którym byłaś Ty. Jeżeli będzie chciał zachęć go nauki tańca. Czuje,że będzie w tym świetny. A przede wszystkim mów mu często,że go kocham,dobrze?

  Jesteś najjaśniejszą gwiazdą,wykorzystaj to.Najpiękniejszą kobietą na świecie. Żyj,bądź szczęśliwa. Kiedyś na pewno się spotkamy. Gwarantuje Ci to.

Będziesz wspaniałą mamą. Wiem to. Wybacz mi,że taki krótki. Dobrze wiesz,że nie jestem dobry w pisaniu.

Na zawsze Twój,Maxi ♥


 P.S. Kocham Cię





 Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od jego śmierci, kąciki moich ust powędrowały do góry.
-Dziewczyny muszę Wam coś powiedzieć.-wystarczyło jedno spojrzenie. Wiedziałam,że nie zostawią mnie samą. Nie teraz. Nie w takiej chwili.Kochałam je i zrobiłabym dla nich wszystko.-Jestem w czwartym miesiącu ciąży-widziałam szok na ich twarzach. Zdawałam sobie sprawy z tego co przed chwilą powiedziałam,-Maxi wiedział. To jego dzieci.-po zarumienionych policzkach Violetty spłynęła jedna łza.
-Zostanę ciocią!-wrzasnęła rzucając mi się na szyje. Ludmiła po chwili dołączyła do uścisku. Od teraz wszystko musi być dobrze. Będę silna. Dla niego.
Maxi zmienił mnie.
Kochałam swoją samotność. On mi ją zabrał. Ale w zamian dał mi coś cenniejszego. Swoją miłość,która będzie ze mną już zawsze. Dzięki niemu już nigdy nie będę sama,nie potrafiłabym.


niedziela, 23 lutego 2014

Wyróżnienie


Czas, by wreszcie na świat wyszły wyniki konkursu na OS. Jednak nie myślcie, że będzie to tak szybko. O nie, nie , nie :D 

Miejsca zostaną wyjawiane po kolei, co dwa dni 
A teraz przedstawiam Wam pracę, która zdobyła wyróżnienie. 
Jego autorka jest niezwykłą osobą o niewiarygodnej osobowości. W tym OS pokazuję, że w życiu nie zawsze jest kolorowo i ciągle los rzuca nam pod nogi kłody. Sztuką jest je ominąć. 

Przedstawiam Wam 



KATHRINĘ





One Shot: ,,Mój świat staje się kolorowy, gdy patrzę w Twoje oczy'' ~ Kathrina


Lara- zwykła, piękna, ciemnowłosa dziewczyna. Zawsze zrównoważona i wiedząca czego chce w życiu. Codziennie na jej twarzy gościł uśmiech, ale... W jej sercu kryło się coś innego. Smutek, żal, rozpacz. Strata kogoś ogromnie ważnego, kogoś kto umiał ją uszczęśliwić. Kogoś... kogo mogła kochać tak po prostu. Bezwarunkowo. Znała tego przystojnego bruneta od bardzo dawna. Byli przyjaciółmi od dziecka. Wspólnie dorastali. Chłopak uwielbiał przebywać w jej towarzystwie. Stawiali się jak rodzeństwo. Wszystko robili wspólnie, nie było rzeczy, która mogłaby ich rozdzielić. Larissa od małego kochała śpiewanie. Jej pierwszą piosenkę napisała w wieku 13 lat. Do tej pory uwielbia ją śpiewać. Mała istota, a ma w sobie tyle energii...




****

Przepełniona radością i pewnością siebie dziewczyna szła powoli przez park podśpiewując pod nosem swoją autorską piosenkę...


,,Valió la pena todo hasta aquí
porque al menos te conocí
Valió la pena lo que vivimos
lo que soñamos
lo que conseguimos''

Sama nie zdawała sobie sprawy z tego co było powodem jej dzisiejszej euforii. Dzisiaj kończyła szesnasty rok życia. Nie wiedziała sama co to oznacza. Pierwsze zauroczenie wkroczyło w jej głowę. Dziewczyna nigdy nie wierzyła w takie głupoty jak miłość to nie miało dla niej żadnego sensu. Po co się zakochać? Żeby ktoś mnie zranił, porzucił? Żebym cierpiała? Nie dziękuję. Takie myśli miała do tej pory, ale coś uderzyło w nią niczym grom z jasnego nieba. Serce jej skradł najlepszy przyjaciel. Bała się uczuć i dlatego nie robiła nic w tym kierunku, chłopak próbował się starać, ale dziewczyna przeważnie go odpychała i zadawała wewnętrzny ból. W jej brzuchu było aktualnie milion małych, świrujących motyli. Nie myślała trzeźwo. Chciała go przytulić, a to uczucie nie było dla niej codziennością...
-BU!- Krzyknął jej ktoś do ucha, a gdy się obejrzała ujrzała uśmiechniętego Diego. - Wszystkiego najlepszego!- Powiedział i wręczył jej malutkie pudełeczko, które delikatnie otworzyła. Ujrzała łańcuszek z serduszkiem, odwróciła go i zobaczyła napis ,,L&D''. Nie mogąc się powstrzymać rzuciła się na szyję chłopaka i mocno go przytuliła. Po chwili jednak uświadomiła sobie co robi i z rumieńcami na twarzy delikatnie odsunęła się od chłopaka.
-Przepraszam i dziękuję..- wyszeptała.
-Nic się nie stało, słodko się rumienisz.- Diego posłał jej ciepły uśmiech, a rumieńce dziewczyny jeszcze bardziej zaczerwieniły się. Razem ruszyli dalej do szkoły. Byli dość dobrymi uczniami, wiedli normalne, spokojne życie. Dziewczyna od zawsze marzyła o zrobieniu wielkiej kariery, ale wiedziała, że to chyba niemożliwe...



****


Tego dnia w życiu dziewczyny zmieniło się ogromnie wiele. Cały czas chodziła zła, zdenerwowana, smutna, a nawet roztrzęsiona. Nikomu nie chciała powiedzieć co jest powodem jej złości. A zaczęło się od zwykłej przerwy w szkole. Lara jak zwykle stała spokojnie przy szafce, aby wyjąć zeszyt od muzyki, gdyż właśnie tam zapisywała nowe pomysły na piosenki. Niespodziewanie podszedł do niej Diego i zrobił coś, co jej się strasznie nie spodobało. Wiedziała i była pewna swoich uczuć, ale nie mogła się pogodzić z tym... Chłopak tak po prostu podszedł, wyszeptał, że przeprasza i musi to zrobić, po czym złączył ich usta w pocałunku? Co on sobie wyobrażał?! Przecież wiedział jak dziewczyna obawia się miłości, zauroczenia... Zostawiła chłopaka, nie wiedziała co mu odbiło. Teraz nie chciała z nim rozmawiać. przez resztę dnia go unikała. Po lekcjach szybko udała się do domu. Zaszyła w pokoju i nie chciała wychodzić, ani z nikim rozmawiać. Siedziała myśląc o tym co się właśnie wydarzyło. Szukała go w myślach, nie mogła się na niczym skupić. Po chwili usłyszała ciche stukanie do drzwi. Zanim zdążyła odpowiedzieć, ktoś wtargnął do jej pokoju. To był on. Nie chciała go dzisiaj oglądać. Już nie. Usiadł na jej łóżku i zaczął mówić...

-Ja... Cię mocno przepraszam. Wiedziałem, że robię źle.... ale. Muszę Ci coś wyznać. Gdybym tego nie zrobił żałowałbym, bo wyjechał bym nie spełniając mojego największego marzenia.- serce dziewczyny zamarło. Jak to? On wyjeżdża? Nie może... Nie. Nie miała pojęcia co teraz.
-Diego. Nie. Nie możesz. Błagam.- Po jej policzku zaczęły spływać gorzkie łzy.
-Przykro mi... Muszę. Wybacz. Żegnaj Laro...- lekko ucałował jej policzek po czym zwrócił się w stronę drzwi. Było blisko, ale coś go zatrzymało.
-,,Nigdy nie mów żegnaj, ponieważ żegnaj oznacza, że odchodzisz, a odejść oznacza zapomnieć.'' Pamiętasz jeszcze? Z Piotrusia Pana. Niby nic nie znaczy, ale jednak. Nigdy nie mów żegnaj.
- Pamiętam, ale boję się, że nie dotrzymam obietnicy gdy powiem do zobaczenia..- Wtedy już nie było odwrotu. Chłopak wyszedł i zostawił dziewczynę samą. Z naszyjnikiem na szyi, zranionym sercem i wspomnieniami w umyśle...



****

Two years later...


Lara. Tak. Zmieniła się i to bardzo. Zaczęła słuchać innej muzyki, a jej zamiłowanie do tego co robi z dnia na dzień gasło, chociaż od pewnego czasu była w bardzo prestiżowej szkole muzycznej. Była codziennie smutna. Każdy dzień był dla niej złym dniem. Nie miała przyjaciół, nie chciała na nowo zawieść się i przeżyć sytuacji sprzed kilku lat. Idąc parkiem zaczęła wspominać. Na jej szyi dalej wisiał ten naszyjnik. Trwała w nadziei, że chłopak wróci. Jednak i tak bała się, że to znów będę tylko jej złudzenia, a on zapomniał i porzucił ją już na zawsze. Miała w myśli nową piosenkę, która chodziła za nią od kilku dni. Wiedziała, że teraz właśnie to jej pomoże. Ruszyła do sali jej ulubionej nauczycielki Angeles, stanęła przy keybarod'ie i zaczęła wygrywać melodię do, której miała w głowie już słowa. Jej głos zabrzmiał na całą salę. Uczniowie zaczęli z ciekawości zaglądać przez szybę i drzwi, aby zobaczyć kto ma taki anielski głos...




,,Si te sientes perdido en ningun lado
Viajando a tu mundo del pasado
Si dices mi nombre yo te ire a buscar...
Si crees que todo esta olvidado
Que tu cielo azul esta nublado
Si dices mi nombre te voy a encontrar...

Es tan fuerte lo que creo y siento
Que ya nada detendra este momento
El pasodo es un recuerdo
Y los sueńos crecen siempre creceran

Ya veras que algo se enciende de nuevo
tiene sentido intentar 
cuando estamos juntos
algo se enciende de nuevo
tiene sentido intentar 
cuando estamos juntos
Podemos sonar..''



W sali zgromadziło się wielu uczniów, ale jej wzrok przykuła jedna, wyjątkowa osoba. ,,Wrócił, ale jak?'' Powiedziała pod nosem, a jej oczy zaczęły zachodzić łzami. Gdy salę opuściła reszta grupy, chłopak pewnym krokiem podszedł do niej.

-Ya veras que algo se enciende de nuevotiene sentido intentar, cuando estamos juntos... Coś się rozpala na nowo. Wiem. Nie spodziewałaś się, ale wróciłem... Jednak. Po tym wszystkim. Wszystkich krzywdach, które Ci wyrządziłem. Przepraszam... Już zapomniałem jak to jest znów popatrzeć w Twoje oczy, aby świat nabrał barw i stał się kolorowy. Chodź. Spróbujmy. Może będzie jak dawniej...?- Diego zrobił kilka kroków ku Larze, po czym delikatnie ją objął. Czuł w środku szczęście, a dziewczyna nie miała pojęcia co się właśnie dzieje....
Właśnie wtedy obudziła się...
To, że on wrócił było tylko złudzeniem.
Czar prysnął.
Czasu nie da się cofnąć, choćbyśmy kochali najmocniej na świecie i równie mocno tego chcieli...



sobota, 22 lutego 2014

Capítulo octavo: Skarb



Naty 
Co to jest przeznaczenie? Czy jest to napotkana szansa, której nie można zmienić przez wolę czy starania? To znaczy, że gdzieś ktoś napisał jakieś zdanie na kartce papieru i wypuścił z rąk pozwalając, by popłynęła ona z wiatrem i wypełniła swoje "zadanie'' ?
Patrząc na Ludmiłę, widać, że stara się uciec od przeznaczenia. Zmienia się z minuty na minutę i ciągle czymś zaskakuje. Pnie do celu niczym lwica, a gdy ktoś stanie jej na przeszkodzie nie daruję sobie i musi to usunąć.
Widząc jej minę, gdy ujrzała Federico , nie mogłam inaczej , niż wybuchnąć śmiechem. Chłopak zareagował podobnie. 
Natomiast blondynka zbiegła ze sceny i stanęła na przeciwko Włocha. 
- Czy ty musisz być wszędzie?! - krzyknęła i już jej nie było. 
Ciszę, która nastała przerwał Pablo:
-  Więc ... - nie wiedział jak zacząć. Federico go wyręczył.
- Cześć - stanął obok dyrektora , a ja w tym czasie zeszłam ze sceny. Lu trochę mi o nim opowiedziała, ale ciekawość i tak mnie zżerała. 
- Jestem Federico i przyjechałem tutaj z Włoch , i od dziś będę częścią tej szkoły - uśmiechnął się. 
Biła od niego jakaś tajemnicza aura. Nie można było oderwać od niego wzroku. W jego oczach można było się zatopić , wręcz przejrzeć , były takie głębokie. I do tego jego piękny akcent. To była idealna melodia dla każdej duszy. 
Nagle się otrząsnęłam. O czym ja myślę?! Chłopak jak chłopak. Prawdopodobnie to on będzie w parze z Ludmiłą . Ciekawił mnie jedynie fakt, że Pablo ściągnął go tu aż z Europy. 
W sali zrobiło się luźniej, gdyż większość uczniów wyszła z pomieszczenia, tropem Włocha. 
Rozejrzałam się i poczułam na sobie czyiś wzrok. Okazało się, że to Maxi. Uśmiechał się delikatnie w moją stronę. 
Może ja sama próbuję oszukać swoje przeznaczenie, bo nie dostrzegam pewnych rzeczy i osób?




Camila
Od samego rana szukałam wolnej sali, by przećwiczyć piosenkę, jednak wszystkie były zajete. Zostało tylko kilka dni do prezentacji, a jeszcze ani razu jej nie zaśpiewałam. Z Broduey'em miałam już wszystko ustalone i utwór został podzielony na dwa głosy. Nie umiałam się jednak skupić na zadaniu, bo już dwa poranki dzielą nas od weekendu, czyli od naszego wyjazdu za miasto. 
Pomysł Francesci szybko znalazł wielkie poparcie i wszyscy się na to zgodzili. Oczywiście Violetta zaczęła marudzić, że fakt, że zostali przyjęci do Studia , nie jest wart takiego świętowania, jednak została przegłosowana. 
Ten krótki czas, od pojawienia się dwójki przyjaciół w szkole, wiele zmienił. Choć może niektórzy tego nie dostrzegli ja tak. Jest weselej, więcej uśmiechów gości na twarzach uczniów. Głęboko wierzę, że to właśnie ich zasługa. 
Pojawienie się Federico wywołało dużą sensację, może ze względu na Ludmiłę i jej dziwne zachowanie . Wczoraj po prostu zwiała z sali, a dziś jej jeszcze nie zauważyłam. Coś musiało się między nimi wydarzyć, co najzwyczajniej w świecie nie spodobało się blondynce. 
Weszłam do auli i zastałam głuchą ciszę . 
Francesca siedziała na scenie i przeglądała partytury, a nad nią klęczał Marco próbując jej coś wmówić szeptem. Musieli się pogodzić, bo z tego co mi było wiadomo, nie umieli spędzić ze sobą minuty bez kłótni.
Maxi okręcał swoją czapkę na palcu, bez zainteresowania wpatrując się w podłogę. 
 Broduey na mój widok wstał od fortepianu , zapewne , by mi opowiedzieć o zadaniu. Nie rozmawiamy o niczym innym , więc na nic innego nie liczyłam. 
Andres zasypiał na krześle. Był to tak słodki widok, że mimowolnie się uśmiechnęłam. 
Leon siedział smutny i nie zwracał na nic uwagi, co wręcz mnie przeraziło, bo zawsze tryskał energią. 
Nigdzie nie było śladu Violetty. 
Brazylijczyk stanął koło mnie, jednak nim się odezwał wyprzedził go Federico, który wyrósł przede mną jak spod ziemi. 
- Hej - uśmiechnął się, za co nie jedna dziewczyna pewnie oddałaby życie. - Widzieliście Ludmiłę? 
- Niestety nie - odpowiedziałam. 
- Dzięki - odszedł odrobinę przygaszony. 
- Idziemy na próbę? - zwróciłam swój wzrok na Broduey'a . Może mi się tylko wydawało, ale stanie koło mnie było nad jego siły .
- Pewnie - mruknęłam i udaliśmy się na poszukiwania wolnej sali. Czułam się tak jakbym szła na ścięcie. 




sobota, 15 lutego 2014

Capítulo séptimo: Nieobecność pewności





Andres 
Siedziałem w parku , czekając na Leona i jadłem watę cukrową . Nagle dosiadła się do mnie Camila . Miała strasznie przybitą minę . Marszczyła brwi, nad czymś się zastanawiając . Oparła głowę o moje ramię . 
- Wiesz co Andres ? 
- Hm ?
- Czy życie ma sens ? Bo jak się tak dłużej zastanowić, to możemy stwierdzić , że go nie ma. Albo jest tylko na chwilę , a później odlatuję , zostawiając nas na pastwę losu - zaczęła skubać moją watę cukrową. Ej ! - A może to my mamy znaleźć sens naszego istnienia? Mamy go szukać ? Ale gdzie go w takim razie znaleźć ? 
Nic już nie rozumiałem z jej wypowiedzi , a sądząc po jej zachowaniu dopiero się rozkręcała. 
- Cami , Cami , Cami ! - przerwałem jej , a ona popatrzyła na mnie jak na idiotę . - Nie martw się na zapas . Co ma być to będzie . Rozumiesz? - złapałem ją za ramiona i spojrzałem prosto w oczy . 
- Będziesz chciał pojechać z nami , na weekend , za miasto ? - wypaliła nagle z innej beczki.
- Yyyy ... - odrobinę mnie zatkało.
- Zadzwonię do Ciebie wieczorem i wszystko Ci wyjaśnię - zapewniła nagle rozweselona. - Dziękuje za radę - cmoknęła mnie w policzek i wstała . - Jesteś dobrym przyjacielem - uśmiechnęła się . 
Nigdy nie zrozumiem dziewczyn . 



Ludmiła
Po wczorajszym dniu , nie wiem jak funkcjonować . Niby chłopak się postarał , ale nadal coś jest w nim dziwnego . Jakby jakaś siła nas od siebie odpychała . I chyba to ja jestem tą siłą . 
Stałam oparta o ramię Naty , w auli . Ledwo stałam na nogach , bo całą noc nie mogłam zasnąć przez tego Włocha !! Ughh ! Czemu taki przystojnak , z tak słodkim akcentem , ślicznymi , głębokimi oczami , silnymi ramionami zawrócił mi w głowie ? 
Czekaj , czekaj !! Stop . Wróc ! Usuń !! Ja tego nie pomyślałam ! 
- Witam - do sali wkroczył Pablo , w towarzystwie Beto i Gregorio , który jak zwykle nie zwracał uwagi na otoczenie , tylko przejmował się swoją piłeczką . - Jak Wam idzie zadanie ? Wybraliście już piosenkę? 

Przez salę przeszły pomruki i niektórzy zaczęli opowiadać o tym jak im idzie . Ja w tym czasie całkowicie się wyłączyłam . Zamknęłam oczy i położyłam oczy na ramieniu Natalii . 
Czy to możliwe , że jeden dzień mógł mnie tak zmienić ? Jedna osoba, którą ledwo co poznałam? Kilka słów , gestów i stałam się inna ? 
Ale nie mogę sobie na to pozwolić . Jestem Supernową ! Kimś najważniejszym . Nie mogę się poddać przez tego chłopaka . Prawdopodobnie już nigdy go nie spotkam . Dlatego Ludmiła Ferro musi wróci z powrotem na górę piramidę społecznościowej . Zrealizować plan z Diego i żyć z muzyki . Tylko czy warto iść taką ścieżką ?
- Ludmiła ! - ocucił mnie krzyk Pablo . Otworzyłam gwałtownie oczy i z wrażenia zatoczyłam się lekko do tyłu , wpadając na fortepian . Przez salę przeszła fala śmiechu . 
- Tak ? - spytałam jakby nic się nie stało . 
- Czy możesz zaśpiewać razem z Natalią  " Peligrosamente bellas"? - spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem . 
- Pewnie , ale po co ? - nie zrozumiałam . 
- Chcę coś sprawdzić - odmruknął w odpowiedzi . 
- Chyba wiesz , że mam nieskazitelny talent i ...
- Zaśpiewasz czy nie ? - przerwał mi . Zmierzyłam go wzrokiem . Ciekawe czemu mu na tym tak zależało .
Weszłam na scenę , wraz z brunetką i po chwili rozległa się muzyka. 


Chociaż nie chcą, upadają po troszeczku
z moim urokiem mogę nad nimi panować
ode mnie nie mogą uciec

Zaczęłam, by po chwili dołączyła do mnie Naty . 


Kiedy mnie widzą głupieją
są sparaliżowani, przecież jestem widowiskowa
ode mnie nie mogą uciec


Nieodparte, zawsze tak bajeczne
niestworzone, ładne, przepiękne
zabawne i niebezpiecznie piękne
piękne jesteśmy piękne
(...)



Pablo cały czas spoglądał to na mnie , to na wejście do sali , jakby ktoś miał tam się zjawić . Nie zważałam na to tylko całkowicie zatraciłam się w piosence . To jest jedyna rzecz , dzięki , której mogę normalnie żyć . Sytuacja w domu , całkowicie mnie zmieniła. Muzyka jest formą ucieczki, którą bardzo często stosowałam . 


Nieodparte, zawsze tak bajeczne
niestworzone, ładne, przepiękne
zabawne i niebezpiecznie piękne
piękne jesteśmy piękne



Muzyka ucichła , a w tym samym czasie , w drzwiach stanął , nie kto inny jak Federico , z tym swoim przerażająco pięknym uśmiechem . Otworzyłam buzie ze zdziwienia , za to Natalia , jak i chłopak wybuchnęli głośnym śmiechem . 



niedziela, 9 lutego 2014

Capítulo sexto: Zaufaj mi




Ludmiła 
Gdy go zobaczyłam coś we mnie się zapaliło . Jakieś nieznane uczucie . Nie mogę dopuścić, by się ono rozwinęło. 
- Co ty tu robisz ? - spytałam , nie mogąc oderwać od niego wzroku. Rozmawiałam przedwczoraj o nim z Naty . Uważała, że to na pewno nie będzie nasze ostatnie spotkanie i jak widać nie myliła się. 
- Federico przyszedł Ci wszystko wynagrodzić - odpowiedziała za niego mama . 
- Jak to wyna... 
- Tak po prostu - chłopak mi przerwał . - Znalazłem Filipa i ...
- I zorganizował Wam wspólny dzień w parku linowym  ... - znowu włączyła się mama i zaczęła rozmarzać . Dawno nie widziałam jej takiej roześmianej , beztroskiej . W jej oczach tańczyły radosne iskierki . Czy ktoś mi jej w nocy nie podmienił ? Ciekawiło mnie gdzie jest tata ... 
- Nie stój tak , tylko idź się ubierać - słowa rodzicielki otrząsnęły mnie z zamyślenia . Zdałam sobie sprawę , że mam na sobie piżamę - różowe krótkie spodenki i niebieska wyblakła bluzka , z nielicznymi plamami . Poczułam , że moje policzki zalewa fala ciepła. 
- Ale muszę iść do Studia - przypomniałam jej . 
- Jeden dzień nieobecności Ci nie zaszkodzi - odpowiedziała z szerokim uśmiechem . 
Jeszcze raz zmierzyłam ich wzrokiem i wyszłam z pomieszczenia załamując ręce. 
- Ughhh ! - warknęłam pod nosem . 
- Nie przejmuj się nią , ona już taka jest - gdy byłam na schodach usłyszałam śmiech mamy. Zapowiada się ciekawy dzień .





Marco 
Nie miałem pojęcia , że będę musiał przenocować kilka dni w domu Francesci . Gdy stanąłem w drzwiach i zobaczyłem ją na ramionach, zapewne Luci , najchętniej wybuchnąłbym śmiechem . Zeszła zgrabnie z brata i podeszła do mnie , zadziwiająco blisko. 
- To żart prawda ? Zaraz sobie pójdziesz , nie ? - zagryzła nerwowo wargę. 
- Czy perspektywa spędzenia ze mną kilku nocy pod jednym dachem , jest dla Ciebie aż taka straszna ? - nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Popatrzyła na mnie jakby miała się rozpłakać i uciekła na górę . Usłyszałam tylko trzask drzwiami .
- Nastolatki - popatrzyłem na jej brata , który wrzucał sobie do ust popcorn. Rozejrzałem się po pokoju . Było tu tak przytulnie , że od razu poczułem się jak u siebie. - Choć pokaże Ci dom - położyłem walizkę na podłodze i udałem się za nim . 
W nocy nie mogłem zasnąć . Nie mogłem się powstrzymać , więc wstałem i po cichu udałem się do pokoju Francesci . Spała na brzuchu, a jej twarz była przykryta kosmykami włosów . Coś mnie podkusiło , by je odgarnąć . Przybliżyłem się i złożyłem na jej policzku delikatny pocałunek . 
- Jeszcze się przekonasz jaki jestem - szepnąłem i wróciłem do siebie . 
Rano wrócili już rodzice dwójki i to z nimi jedliśmy śniadanie . Brunetka uparcie wpatrywała się w kromkę chleba , którą rwała na kawałeczki . 
- Złotko czas wychodzić do Studia - odezwała się jej mama , patrząc na córkę , na co ona się otrząsnęła i spojrzała na zegarek . 
- Jejku ! - wstała jak oparzona , chwyciła torbę w rękę , pocałowała w policzek każdego z rodzica i wybiegła z domu . 
- Ja też będę się zbierał . Dziękuje - podniosłem się z siedzenia i po zabraniu swoich rzeczy , wyszedłem za nią . 
Te kilka dni to będą nie zapomniane wrażenia . 



środa, 5 lutego 2014

Capítulo quinto : Swój do swego



Violetta

O szóstej nad ranem , Leon zjawił się w moim pokoju , nie wiadomo jakim cudem i zbudził zwalając z łóżka . Już się do tego przyzwyczaiłam , bo często przychodził nieproszony do mojego domu . Ani trochę mi to nie przeszkadzało , bo był moim najlepszym przyjacielem , wręcz bratem . Z Angie również utrzymywał świetne kontakty i traktował ją jak ciocię . 
Jego przyszywani rodzice - starsze państwo Collado - byli dla niego strasznie ważni . Często o nich opowiadał , o tym jak bardzo jest im za wszystko wdzięczny . W sumie - gdyby nie oni , możliwe , że nigdy byśmy się już więcej nie spotkali  . 
Okazało się , że Leon wpadł na pomysł , byśmy spróbowali zatańczyć walca . Nie opierałam się , bo i tak wiedziałam , że nie miało to żadnego sensu . Pozwoliłam mu się zaciągnąć do Studia . Było chwilkę po 7 , ale zadziwiająco było tu całkiem sporo ludzi . 

Czy wszyscy też nie mogą spać , jak Leon ? 
Weszliśmy do sali , a chłopak wyciągnął płytę z kieszeni bluzy i włożył ją do wieży . Rozległa się muzyka do piosenki , którą tak uwielbiałam - My heart will go on . Uśmiechnęłam się promiennie . 
- Wiesz , że zawsze przy tym się rozpływam . Zrobiłeś to specjalnie, by mnie zmiękczyć - podniosłam brew , zagryzając wargę . 
- Nieeeee - pokręcił głową , robiąc minę zbitego pieska. Przewróciłam oczami . 

- Wiesz , że robisz to na własną odpowiedzialność , nie ? - spytałam, kiedy staliśmy już w odpowiedniej pozycji. 
- Ze mną wszystko jest możliwe. Nauczę Cię i tego tańca - odpowiedział pewny siebie . 
W pół godziny potrafiłam 5 razy się przewrócić , wpaść na krzesło i wywrócić kartony stojące pod ścianą . 
- Nadepnęłaś mi na stopę ! - krzyknął w pewnym momencie i złapał się za bolące miejsce. 
- Ostrzegałam , że tak będzie . Nigdy nie nauczę się , żadnego tańca towarzyskiego . 
- A podobno jesteś taka sprytna - mruknął , jednak doskonale to usłyszałam i dałam mu kuksanca w bok . 
- Zakład , że Cię nauczę ? - wyciągnął rękę , która uścisnęłam . 


We'll stay forever this way;
You are safe in my heart and
My heart will go on and on... 



- Idealnie - pochwalił , doprowadzając do końca ostatniej figury i muzyka ucichła . - Teraz kasa - uśmiechnął się chytrze . 
- Nie umawialiśmy się na żadne pieniądze - sprzeciwiłam się . 
- A zakład ? 
- Założyliśmy się , ale nie powiedziałeś , że coś Ci będę musiała dać - pokazałam mu język , a on zaczął mnie łaskotać . Powinien wiedzieć , że ich nie mam . 
- Przepraszam - ktoś zapukał do sali , a gdy odwróciliśmy głowy , ujrzeliśmy Diego . - Viola jest 9 . Umówiliśmy się na próbę . 
Spojrzałam na zegarek . Mówił prawdę . 
- To ja przepraszam . Zapomniałam - wzięłam do ręki swoje rzeczy . - Do zobaczenia później - cmoknęłam Leona w policzek i wyszliśmy. 
- To Twój chłopak ? - spytał Diego zaraz za drzwiami . 
- Nie - powiedziałam z uśmiechem . - Najlepszy przyjaciel jakiego mogłam mieć .
Odwzajemnił gest i udaliśmy się w stronę jednej z sal . 




Broduey 
W nocy naszedł mnie genialny pomysł . Z samego rana udałem się do Studia , w nadziei , że będę tam sam , ale okazała się ona złudna, gdyż Studio było praktycznie pełne . Co ich dziś wzięło ? 
W tłumie natrafiłem na twarz Andresa , Maxiego i Marco . Choć ten ostatni zjawił się w Studio dopiero nie dawno , już zdążyliśmy się z nim zaprzyjaźnić . 
- Hej chłopaki - podszedłem do nich . 
- Cześć - odpowiedzieli chórem . 
- Słuchajcie wpadłem na świetny pomysł - palnąłem bez ogródek . 
- Dawaj - zachęcił mnie Maxi . 
- Więc co Wy na to ... - zrobiłem dramatyczną pauzę . - By założyć zespół? 
Przez chwilę wszystkich zatkało . 
- Nawet fajny pomysł . Możemy to przemyśleć - odezwał się Marco. 
- Siemka chłopaki - po prostu jak z ziemi , wyrósł znienacka Leon . - Co tam ? 
- A Broduey wpadł na pomysł , byśmy założyli zespół . Wchodzisz w to? - spytał Andres . 
Poznałem Leona wczoraj , w Resto. Resto to bar , znajdujący się obok Studia . Często chodzimy tam po zajęciach . 
- Pewnie - odpowiedział bez namysłu . 
Nagle ktoś wszedł do szkoły . Wszędzie rozpoznam te płomienno-rude włosy . Nie wiem czemu dziewczyna ostatnio mnie olała . Nie zjawiła się na randce , a później traktowała jakbym nie wiadomo co zrobił . I ile razy próbowałem do niej podejść i wszystko wyjaśnić , odchodziła . Aż w końcu dałem sobie z nią spokój . 
I jeszcze na dodatek , teraz zostaliśmy przydzieleni do pary , w zadaniu . Wczorajsza rozmowa, wcale nie była łatwa i czuję , że po prostu zaraz wszystko runie jak domek z kart , pod naporem powietrza . Że nie podołamy wyzwaniu jakie dał nam los . 
Popatrzyła na mnie , jednak błyskawicznie odwróciła wzrok i odeszła w stronę sali od muzyki. Szkoda , że tak wszystko to się skończyło . A ja nie wiem jak to naprawić . 
- Ej Broduey ! - Marco pstryknął mi palcami przed nosem . - Żyjesz? 
- Tak , pewnie - odstrząsnąłem się z zamyślenia . - Idziemy na zajęcia? 
Wszyscy kiwnęli głowami . Jeszcze raz odwróciłem się , w stronę miejsca , gdzie zniknęła Camila , ale pozostał już po niej tylko ślad.